niedziela, 7 sierpnia 2016

Składanki, brać czy nie?

Z kompilacjami zawsze jest pewien problem. Generalnie bierze się je w sytuacji kiedy nie ma się pełnych albumów lub jeżeli nie ma się zamiaru szerszego kolekcjonowania płyt. Gdy ta sytuacja nie występuje to tak naprawdę po co one komu. Powielają to co się już ma i stoją na półce po próżnicy. Często są też wydawane gdy aktualnie zespół nie ma innego pomysłu lub żeby dorobić parę groszy bo fani i tak kupią, taka swoista zapchaj- dziura. Niemniej jednak tzw. grejtest hitsy potrafią mile zaskakiwać i mieć poniekąd praktyczne zastosowanie. W wielu przypadkach kompilacje wydawane są w atrakcyjny sposób, czasem mają atrakcyjne obwoluty, dodatkowe pudełka, obszerne książeczki z masą zdjęć i czymś do poczytania. W takiej sytuacji zyskują walor kolekcjonerski i jeżeli zbiera się np. wszystkie wydawnictwa danej grupy to warto je sobie zgarnąć. Kolejnym ich plusem może być po prostu trafiony dobór utworów i wtedy mamy faktycznie do czynienia z "the best of" i gdy jesteśmy w podróży lub gdy nie mamy ochoty na słuchanie konkretnych albumów odpalamy sobie taki oto wynalazek.
Nie mogę powiedzieć, że jestem zwolennikiem składanek, ani ich przeciwnikiem, mam do nich neutralny stosunek. W znacznej części przypadków zgarniam jakąś gdy chce mieć co nieco zespołu, za którym jakoś mega nie szaleję, ale lubię czasem posłuchać, lub gdy jest naprawdę genialnie wydana i nie da się koło niej przejść obojętnie. W przeciwnym razie raczej nie zawracam sobie nimi głowy.
Poniżej 4 moje, jak do tej pory, ulubione kompilacje. Najbardziej cenię sobie tą Mercyful Fate bo zawiera utwory z debiutanckiej Epki, która wyszła tylko na winylu. Megadeth kupiłem bo zbieram wszystkie ich wydawnictwa na cd, także i tego nie mogło zabraknąć. Jest też faktycznym best ofem. Na 2 płytkach mamy prawie wszystko co w Megadeth najlepsze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz