czwartek, 11 sierpnia 2016

Darkthrone- The Underground Resistance (Peaceville 2013) i nie tylko

Zbliżający się drobnymi krokami nowy album Darkthrone to doskonały pretekst żeby przypomnieć ich ostatni krążek oraz poruszyć temat tego co się ostatnimi czasy wokół zespołu dzieje. Od tego pragnę zacząć.
Jak czytam opinie, komentarze różnych osób w temacie co zespół powinien robić, a czego nie, co grać powinni, a czego nie, to po prostu ciśnienie mi strzela. Koniecznie chce się na nich "wymóc" granie/ powrót do black metalu w którym niegdyś wiedli prym. Rozumiem nostalgię itd, ale niektóre opinie skierowane pod ich adresem to już przesada. Ich jakże kultowa, przeszła twórczość ciągnie się za nimi w pewnym sensie jak smród po gaciach, a gro słuchaczy nie rozumie, że to dla Darkthrone już zamknięty rozdział. Oczywiście były to albumy świetne których z chęcią słucham, definiujące gatunek, taki "A Blaze in the Northern Sky" to dla mnie mistrzostwo. Tą muzyką wtedy żyli, z nią się utożsamiali i takową wtedy tworzyli. Wiadomym jest, iż człowiek nie jest krową, która całe życie żre trawę z jednego pastwiska i zmienia upodobania czy też priorytety w mniejszym lub większym stopniu (wyjątki potwierdzają regułę). W pewnym momencie przestali czuć tą muzykę, obudziły się w nich inne fascynacje, poczuli zew tego czego kiedyś sami słuchali, zatem naturalną koleją rzeczy było dla nich pójść tą drogą. Czy naprawdę byłoby tak fajnie gdyby raptem wrócili to swojego grania sprzed kilkunastu lat? Come on... Jakby to o nich świadczyło. Graliby wtedy pod publiczkę zamiast tworzyć to co jest zgodne z ich wizją. Ulegliby presji, a wiadomym jest, że nigdy takowej się nie poddali. Nie chcę tu nikogo specjalnie ganić czy coś. Staram się obiektywnie przedstawić sytuację i zmusić do pewnych refleksji. Jeżeli komuś nie pasuje to co grają to po prostu niech nie słucha i tyle.


Do rzeczy w kwestii samej płyty. "The Uderground Resistance" to obok trzech pierwszych płyt mój faworyt z dyskografii Darkthrone. Płyta szczera do bólu, bezkompromisowa, oryginalna (tak, od razu wiadomo, że to nikt inny). Fenriz i Nocturno Culto czerpią to co najlepsze ze starej szkoły metalu lat 80-tych dodając swój unikatowy charakter. Tu po prostu wylewają się nieskończone pokłady metalowego oldschoolu i klasyki w temacie. Przelewają swoje muzyczne fascynacje w czyn. Tego nie tylko świetnie mi się słucha ale jest to także płytowa lekcja jako, że Fenriz bardzo lubi w booklecie polecać różne grupy i płyty. Moje ulubione kompozycje z albumu to "Valkyrie" oraz "Leave No Cross Unturned", oba autorstwa Fenriza i oba przez niego zaśpiewane (przyznać trzeba głos ma niezły). No i okładka, Manilla Road bije od niej na kilometr. Czy to dobrze? Mi się taki zabieg w ich przypadku podoba. Fajny pomysł z dosłownym przekazem. Niby mamy tu 6 kompozycji, ale to wręcz wizytówka obecnego oblicza zespołu, czysta esencja tego co chcą swym graniem przekazać. Do płytki wracam regularnie!
Także jeżeli nie macie problemu z tym, że Darkthrone pożegnało się z black metalową sztuką to bierzcie i słuchajcie z tego wszyscy, jeżeli nie to zostawcie w spokoju.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz