poniedziałek, 21 grudnia 2020

Divine Weep - The Omega Man (Ossuary Records 2020)

Młoda Ossuary Records rozpędza się, wydając w tym roku kilka naprawdę dobrych tytułów. Tutaj kolejny z nich, czyli drugi krążek od Divine Weep. Po pięciu latach przerwy od wydanego własnym sumptem debiutu zespół wraca z kolejną płytą oraz kolejną dawką rozpędzonego i lekko melodyjnego heavy metalu. Gdy słucham "The Omega Man" nasuwają mi się skojarzenia ze starym Gamma Ray, Primal Fear czy Judas Priest spod znaku takich płyt jak "Painkiller" (posłuchajcie sobie "The Screaming Skull of Silence"!) czy "Ram It Down". Zespół dodał do tego jeszcze bardzo fajnego zadziora w stylu wczesnego, lekko thrashującego Blind Guardian oraz, i tutaj będzie to niespodziewane porównanie, melodyjność Dissection. Jakoś te riffy chodzą nieco w tamtym duchu, przetworzone jednak na modłę klasycznego heavy metalu. Jest też trochę nastrojowo, gdy przechodzimy do balladowego "Riders of Navia", który cofa w czasie do Maidenów z Paulem Di'Anno i utworów w stylu "Strange World" lub "Remember Tomorrow". Kolejny numer, który też w jakimś sposób nawiązuje do Iron Maiden to rozbudowany "Walking (Through Debris of Nations)". W pewnych momentach sprytnie przemyca elementy słynnego "Powerslave". Podoba mi się to, w jaki sposób Divine Weep ponawiązywali do klasyki, tworząc przy tym bardzo dobry, złożony i energiczny album, który się nie nudzi, gdzie każdego numeru słucha się z przyjemnością i autentycznym zainteresowaniem, co będzie dalej. Myślę, że grupa może być dumna ze swojej "dwójki". Nie mogę się tu do niczego przyczepić i śmiało polecam każdemu, kto lubuje się w tradycyjnym heavy metalu.



English translation:

Young Ossuary Records is gaining momentum, releasing some really good titles this year. Here is another one, the second album from Divine Weep. After a five-year break from the self-released debut, the band returns with another album and another dose of speeding and slightly melodic heavy metal. Listening to "The Omega Man" gives associations with the old Gamma Ray, Primal Fear or Judas Priest from such albums as "Painkiller" (listen to "The Screaming Skull of Silence"!) Or "Ram it Down". The group added a very nice touch in the style of the early, slightly thrashing Blind Guardian and, here it will be an unexpected comparison, the Dissection-like attitude towards melody. Somehow the riffs go a bit in their spirit, but transformed in the style of classic heavy metal. It's also a bit of a mood when we move on to the ballad "Riders of Navia" which takes you back in time to Maiden with Paul Di'Anno and songs like "Strange World" or "Remember Tomorrow". The next track, which also somehow refers to Iron Maiden, is the extended "Walking (Through Debris of Nations)". At certain moments, it cleverly smuggles in elements of the famous "Powerslave". I like the way Divine Weep referred to the classics, creating a very good, complex and energetic album that never gets you bored, where each track is listened to with pleasure and genuine interest in what will happen next. I think the group can be proud of their second attempt. I can't say anything bad here and I recommend it to anyone who likes traditional heavy metal.




wtorek, 15 grudnia 2020

Azarath - Saint Desecration (Agonia Records 2020)

Niniejszym wyłaniam swoją płytę roku 2020! To, co Azarath zrobił na tym albumie, to dla mnie osobiście coś niesamowitego! Nie tylko w obrębie diabelskiego death metalu, jakim się parają, ale i względem kompozycji i brzmienia, warsztatu muzycznego, jaki wyłania się z tych opętańczych dźwięków. Ta płyta po prostu równa wszystko z ziemią. "Saint Desecration" jawi się nie tylko jako odniesienie do starszych płyt zespołu, ale również jest niesamowitym jakościowym krokiem naprzód. Mam wrażenie, że Panowie nigdy wcześniej nie brzmieli tak potężnie! No i bardzo dobrze robi grupie fakt posiadania Skullrippera na wokalu. Lata w Embrional zrobiły swoje i Marcin wpasował się tu idealnie, zarówno ze swoim głosem, jak i gitarą. Inferno, Bart, a i Peter jak zwykle wymiatają i są w życiowej formie, a zespół pokazuje się ze swojej najlepszej strony. Mnogość różnych smaczków i natchnionych solówek zanurzona jest w miażdżących blastach, tnących niczym polsilver riffach i zajadłych wokalach. Azarath pokazał na tej płycie, że wciąż można grać brutalnie, a jednocześnie z kunsztem i finezją, przemycając w tę formę nieco melodii, tworząc death metal z jednej strony bijący swą piąchą prosto w pysk, a z drugiej otwierający przed słuchaczem swoją głębię i bogactwo. Wisienką na torcie jest zamykający album utwór "Beyond the Gates of Burning Ghats". Takiego numeru w swoim dorobku zespół jeszcze nie miał. Kompleksowy, ze znakomitą linią gitar (a i solówka jest tu przepiękna), mistyczny w swoim wydźwięku i bardzo klimatyczny, pełen atmosfery mroku, tlących się świec i kadzideł. Miejscami trochę behemothowy, ale wciąż zachowujący ten charakterystyczny dla Azarath pazur. Do tej kompozycji powstał również pierwszy w historii Azarath teledysk, który załączam poniżej. Charakter albumu idealnie oddaje ponura i tajemnicza okładka autorstwa Marty Promińskiej, małżonki Inferna. Do limitowanej wersji CD, którą przedstawiam w niniejszej recenzji dodano również cover Merciless "Pure Hate", który zespół zagrał jak swój własny numer - klasa!


English translation:

I hereby choose my album of the year 2020! What Azarath did on this one is something amazing for me personally! Not only in terms of the devilish death metal they play, but also regarding the composition and sound, and the musical technique that emerges from this demonic music. This record simply smashes everything to the ground. "Saint Desecration" stands out not only as a reference to the band's older albums, but also is an amazing qualitative step forward. I have the impression that the gentlemen have never sounded so powerful before! And it does the group very well to have Skullripper on vocals. The years at Embrional have done their job and Marcin fit in perfectly here, both with his voice and guitar. Inferno, Bart and Peter, as always, are rocking and in their best shape, the band shows its best side. The multitude of different additions and inspired solos are hidden in crushing blasts, riffs cutting like polsilver and fierce vocals. Azarath showed on this album that you can still play brutally, and at the same time with artistry and finesse, smuggle some melody into this form, creating fist-punching death metal on the one hand, and on the other opening its depth and richness to the listener. The icing on the cake is the closing track "Beyond the Gates of Burning Ghats". The band has not had such a track in their output yet. Comprehensive, with an excellent line of guitars (and the solo here is beautiful), mystical in its overtone and very atmospheric, full of darkness, smoldering candles and incense. A bit of a behemoth-like in places, but still retaining that "claw" characteristic for the group. Azarath also made their first music video to this composition, which I am attaching above. The nature of the album is perfectly reflected in the gloomy and mysterious cover by Marta Promińska, Inferno's wife. A cover of Merciless "Pure Hate" was also added to the limited CD version, which I present in this review. The band played it as their own composition - top class!




sobota, 12 grudnia 2020

Grimcult - Revelations of Sinister Flame (Putrid Cult 2020)

To, że Morgul ma nosa do dobrych zespołów i projektów, to wiadome nie od dziś. Zwłaszcza w obrębie black metalu. Tutaj mamy następny tego przykład. Przyznać muszę, że to już któraś z kolei płyta, która w tym roku pozytywnie mnie zaskakuje swym przeogromnym wyczuciem tego gatunku i jego korzeni. Osoba stojąca za przedstawianym Grimcult to dobrze znany z Odour of Death R. Hate, który przybiera tu pseudonim Nobody. Na trwającym 25 minut "Revelations of Sinister Flame" stworzył black metal z konkretnym odniesieniem do wczesnych dokonań naszej sceny (spod znaku Veles, Graveland, starego North), ale też fińskiej i zespołów pokroju Horny czy Satanic Warmaster. Jednym słowem kult przeszłości stworzony ze smakiem i świadomością, a przede wszystkim umiejętnością odtworzenia tamtego klimatu i estetyki. Nie każdy to potrafi i myślę, że coś takiego świadczy o klasie artysty i oddaniu ulubionej muzyce. Jest to zawsze wynik przeogromnej pasji w temacie. Materiał jest bardzo klimatyczny, zawierający dobrze wplecione klawisze, które dobrze wykorzystane robią kawał dobrej roboty. Do tego ta okładka autorstwa Lorda. K... W punkt! Taką wisienką na torcie jest zaśpiewany po polsku kawałek "Przymierze", którego tekst od razu się zapamiętuje, a przynajmniej tę najważniejszą jego część. Posłuchacie, to będziecie wiedzieli, o czym mówię. Mam nadzieję, ze R. Hate nie popełnił tu jednorazowego strzału i dalej będzie atakował z Grimcult. Tymczasem zaproście Diabła do swojego życia i wrzucajcie "Revelations of Sinister Flame" do odtwarzaczy!

https://www.putridcult.pl/

English translation:

The fact that Morgul has an ability to pick up good bands and projects has been known for a long time. Especially in the area of ​​black metal. Here's another example of that. I must admit that this is another album that positively surprises me this year with its enormous sense of this genre and its roots. The person behind the presented Grimcult is R. Hate well-known from Odour of Death, who takes the nickname Nobody here. On the 25-minute "Revelations of Sinister Flame" he created black metal with a specific reference to the early achievements of our scene (under the sign of Veles, Graveland, old North), but also Finnish and bands like Horna and Satanic Warmaster. In a word, the cult of the past created with taste and awareness, and above all with the ability to recreate that atmosphere and aesthetics. Not everyone can do it and I think that something like this proves the artist's class and devotion to his favorite music. This is always the result of a huge passion in the subject. The material is very atmospheric, with keys, which when used well do a great job. Plus this cover art by Lord. K... Right on point! The icing on the cake is the song "Przymierze", sung in Polish, the text of which is immediately remembered, or at least the most important part of it is. Listen, you will know what I'm talking about. Hopefully R. Hate didn't make a one-shot here and will continue attacking with Grimcult. Meanwhile, invite the Devil into your life and throw "Revelations of Sinister Flame" into your CD players.



sobota, 5 grudnia 2020

Vomit Division - Hell in a Bottle (Metal on Metal 2020)

Zaraz stukną Vomit Division dwa lata stażu na scenie, a debiutancka płyta to moje pierwsze zetknięcie z tym jednoosobowym zespołem (za wszystkie instrumenty i wokale odpowiada Desmotes). Nie mogę powiedzieć, żeby Vomit Division czymś się wyróżniał spośród innych zespołów parających się black/thrashem. Jedynym czynnikiem, który jest tu szczególny to świetna dynamika i bardzo dobre i dopracowane brzmienie. Sama muzyka, jaką wykonuje Desmotes to wypadkowa pierwszej płyty Bathory, debiutu Cruel Force oraz płyt szwedzkiego Gehennah. Wszystko to wrzucone jest do jednego gara, zamieszane, podrasowane całkiem dobrą produkcją i gotowe, mamy "Hell in a Bottle". Do tego tekstowo mamy tu wszelkie bluźnierstwo i perwersję, także idzie to ramię w ramię z tytułem płyty. Piekło i szatan być muszą i są. Album, mimo muzycznej estetyki, z którą do czynienia mam często i która z zasady mi się podoba, ani mnie na dłuższą metę nie zaskoczył, ani nie wciągnął, mimo początkowego potencjału. No jakoś nie, ale to rzecz oczywiście subiektywna. Generalnie wszystko jest tu na plus i obiektywnie bardzo ciężko się do jakichś elementów przyczepić. Jest poprawnie, a nawet pod wieloma względami bardzo dobrze. Jednak zabrakło mi tu tzw. "tego czegoś". Podoba się, ale po przesłuchaniu nie masz już chęci do tego wracać. Tak jest w moim przypadku jeżeli chodzi o "Hell in a Bottle". Niestety. Poprawna płyta w swojej niszy. Materiał dla tych, którym jeszcze nie przejadła się black/thrashowa formuła. Oddani fani tego grania będą kontent. Ja już mam przesyt i ciężko mnie tu zaskoczyć.



English translation:

Vomit Division is about to celebrate two years of existence on the scene, and the debut album is my first encounter with this one-man band (Desmotes is responsible for all instruments and vocals). I can't say that Vomit Division stands out from other black/thrash bands. The only factor that is special here is great dynamics and a very good and refined sound. The music that Desmotes performs is stuff that may come out of Bathory's first album, Cruel Force's debut and Swedish Gehennah's records. All this is thrown into one pot, mixed up, boosted with quite good production and there we have "Hell in a Bottle". In addition, we have all blasphemy and perversion in terms of lyrics, and it also goes hand in hand with the title of the album. Hell and Satan must be there and here they are. The album, despite the musical aesthetics that I deal with often and generally like, neither surprised me nor attracted me in the long run, despite its initial potential. Well, but this is of course a subjective thing. In general, everything is okay and it is objectively very difficult to complain about anything here. All is correct, and even in many respects very good. However, I missed the so-called "this thing". You like it, but after the listening you don't want to come back to it anymore. This is how it looks like with me when it comes to "Hell in a Bottle". Unfortunately. Correct record in its niche. Material for those who have not yet been overwhelmed by the black/thrash formula. Devoted fans of this stuff will be content. I've heard a lot of different bands in this style and it's hard to surprise me here.




niedziela, 29 listopada 2020

Okrutnik - Legion Antychrysta (Ossuary Records 2020)

Okrutnik to zespół, który jest jedną z większych niespodzianek ostatniego czasu, przynajmniej dla mnie. Pozornie grupa wykonuje oldschoolowy metal przesiąknięty latami 80. i hybrydą stylów black/speed/heavy/thrash, a gdy już odpali się płytę, wita nas nowa jakość, świeże brzmienie i bardzo dużo inspiracji naszym Katem (przede wszystkim), Turbo czy pierwszym albumem Wilczego Pająka. Mamy tu bardzo dużo dobrych riffów, porywających numerów, a i na metalową balladę znajdzie się miejsce - na wzór wymienionych wyżej zespołów. No i oczywiście wyłamanie się z anglojęzycznej formy, bo teksty numerów są po polsku. Okrutnik załatał pewną lukę, jaka się ostatnio wytworzyła względem tego typu grania i estetyki. Tak jak większość zespołów idzie utartym szlakiem Venom, Bathory, Destruction czy Celtic Frost, tak Okrutnik wybrał sobie za wzór najlepsze załogi polskiej sceny tamtych czasów. I chwała im za to, bo dzięki temu "Legion Antychrysta" jest materiałem oryginalnym, porywającym i przede wszystkim wnoszącym pewien powiew świeżości w tej całej okrzepłej już formie. Wróżę zespołowi bardzo dobrą przyszłość i życzę sobie, aby szli za ciosem i w tym trudnym dla koncertowania czasie zbierali już pomysły na kolejny materiał. No i winyl! Tak, "Legion" niewątpliwie zasługuje na to, żeby wydać go również na tym nośniku. Komu stary polski metal podsypany jeszcze młodzieńczą werwą miły, niech sięga po tę płytę w ciemno!

https://www.facebook.com/okrutnikofficial

https://okrutnikkontakt.wixsite.com/okrutnik


English translation:

Okrutnik is a band that is one of the biggest surprises recently, at least for me. Seemingly, the group performs oldschool metal rooted in the 80s and a hybrid of black/speed/heavy/thrash styles, and when the album starts up, we are struck by a new quality, fresh sound and a lot of inspiration from Polish Kat (above all), Turbo or the first album of Wolf Spider (former Wilczy Pająk). We have a lot of good riffs, ravishing compositions, and there will also be a place for a metal ballad - in the style of the bands mentioned above. And of course, the breake out of the English-language form, because the lyrics of the songs are in Polish. Okrutnik has filled a certain gap that has recently appeared in relation to this type of playing and aesthetics. As most bands follow the typical path of Venom, Bathory, Destruction or Celtic Frost, Okrutnik chose the best groups of the Polish scene of that time as his model. And praise them for that, because thanks to this, "Legion Antychrysta" is an original, thrilling material and, above all, brings a breath of freshness in its entire already solidified form. I bode a very good future for the band and I wish they would keep on going and gather ideas for the next material in this difficult time for touring. And vinyl! Yes, "Legion" undoubtedly deserves to be released on this format as well. Those who like the old Polish metal overfilled with still youthful verve, grab this album without hesitation!



środa, 25 listopada 2020

Kommand - Savage Overkill (Metal on Metal 2020)

Kolejny zespół spod znaku skóry, alkoholu i ćwieków. "Savage Overkill" Kommand to rejony już silnie wyeksploatowane przez obecny Darkthrone czy Gehennah, przy czym mocno naszpikowane naleciałościami Hellhammer i wczesnego Celtic Frost z dodatkiem Motorhead. Nawet jest w tym trochę punkowego brudu. I tak to się wszystko toczy. Chyba wszyscy tę formułę dobrze znamy. "Savage Overkill" dzieli los bardzo wielu płyt nagranych w takiej właśnie estetyce. Pierwsze zetknięcie i najczęściej się podoba (mi się spodobało). Nie zachwyca, nie zaskakuje, ale tą swoją prostotą, organicznym brzmieniem (w sumie mam wrażenie, że album nagrano na tzw. "setkę") wciąga i przyjemnie się tego słucha, i nawet główką się pomacha. Warto zaznaczyć, że panowie wykazują się tą samą surowością co Japończycy z Sabbat, słychać tu pewne podobieństwo, a nigdy wcześniej tego specyficznego soundu u nikogo nie słyszałem. Minus jest natomiast taki, że nie zostaje ten materiał w głowie na długo, Posłucha się raz, drugi, trzeci, a potem odstawia i bierze za inne rzeczy - taka okrutna prawda. To dobra płyta, ale temu nie da się zaprzeczyć. Muzyka Kommand skierowana jest przede wszystkim do tych, którzy lubią określoną formę grania, taki bluźnierczy na wskroś black/thrash rock 'n' roll, jaki prezentują grupy pokroju Chapel czy Rotten. Jeżeli taki granie Wam pasuje, to i Kommand też Wam podejdzie. Kufle w górę i naprzód!



English translation:

Another band from under the sign of leather, alcohol and studs. "Savage Overkill" by Kommand is an area already heavily exploited by the present Darkthrone or Gehennah, and heavily laden with Hellhammer and early Celtic Frost influences with the addition of Motorhead. There's even some punk dirt in it. And that's how it all goes. I think we all know this formula well. "Savage Overkill" shares the fate of many albums recorded in this aesthetic. First contact and in most cases you like it (I personally like it). It doesn't impress, it doesn't surprise you, but with its simplicity, organic sound (I have the impression that the album was recorded live at the studio or in the rehearsal room) it draws you in and it is pleasant to listen to and even to bang your head to it. It is worth noting that the gentlemen show the same austerity as the Japanese from Sabbat, you can hear some similarity here, and I have never heard this specific sound from anyone before. The downside is that this material doesn't stay in your head for long, you will listen to it once, twice, three times and then put it aside and move to other things - that's a cruel truth. The album is good, but it can't be denied. Kommand's music is directed primarily to those who like a certain form of playing, such blasphemous black/thrash rock 'n' roll, as presented by groups like Chapel or Rotten. If this kind of sound suits you, then Kommand will be a good pick. Tankards up and forward!




sobota, 21 listopada 2020

Shadow Warrior - Cyberblade (Ossuary Records 2020)

Przyznam się, że czekałem na pierwszy długograj Shadow Warrior. Czekałem, bo byłem ciekaw czy zespół poczyni progress w stosunku do EPki, załata pewne braki. Byłoby to niezwykle pożądane, gdyż drzemie w ich muzyce spory potencjał, mimo że to prosty, klasyczny heavy metal. Czy tak się stało? I tak i nie. Pierwsza sprawa to nowe wpływy i ciekawiej brzmiące kompozycje. Tak jak wcześniej dominowało w ich utworach granie mocno w stylu Tokyo Blade, wczesnego Def Leppard itp., tak teraz płytę zodominowały wpływy starego Running Wild, Iron Maiden i japończyków z Metalucifer. I fajnie! Płyta jest bogatsza, jest więcej radochy z jej słuchania i odkrywania tych wszystkich szlachetnych naleciałości. To na plus! Na plus jest również wokal Ani Kłos, jest w nim więcej mocy, jest bardziej zadziorny i... dominuje na płycie. No i ta jego dominacja moim zdaniem trochę zaszkodziła gitarom, które są jakby schowane z tyłu. Rzeźbią świetne riffy, a gdzieś to wszytko ucieka. Ja odnoszę takie wrażenie. Aż się prosi, żeby wysunąć je naprzód. Płyta od razu nabrała by powera, a tak jest w tym względzie niewiele lepiej niż na EPce. To jest jedyny minus tego materiału. Wracając do plusów, to cieszy fakt, że jest tu parę hiciarskich numerów, które zostają w głowie; tytułowy, "Demon's Sword" (pierwszy tak mocarny kawałek w dorobku zespołu) oraz "Iron Hawk Rising" - zasługiwał na singla. Po raz kolejny zespół nagrywa prawie idealny materiał. Może jestem tak odrobinkę zawiedziony, ale mimo pewnych niedociągnięć bardzo chętnie będę do płyty wracał, bo tak czy siak to świetne granie, a i po prostu lubię ten zespół. Ostatecznie jestem na tak.

https://www.facebook.com/ShadowWarriorPL

https://shadowwarrior.bandcamp.com/merch

http://ossuaryrecords.com/pl/


English translation:

I must admit that I was waiting for the first Shadow Warrior full-length. I waited, because I was curious if the band would make some progress in relation to the EP, and would fix some gaps. It would be extremely desirable, because their music has a lot of potential, even though it is simple, classic heavy metal. Has it happened? Yes and no. The first thing are new influences and more interesting-sounding compositions. As before, they played heavily in the style of Tokyo Blade, early Def Leppard, etc., now the album is dominated by influences from the old Running Wild, Iron Maiden and the Japanese from Metalucifer. And that's great! The album is richer, there is more fun for listening to it and discovering all these noble inspirations. This is an advantage! Ania Kłos's vocal is also a plus, there is more power in it, it is more aggressive and ... it dominates the album. And its domination, in my opinion, did a little harm to the guitars, which are hidden in the back. They play great riffs but it all hides somewhere. I have such an impression. It just begs to be put forward. The album would gain power immediately, and that's how it is not much better in this matter than the EP. This is the only drawback of this material. Coming back to the points in favour, it is nice that there are a few hit-like songs that stay in your head; title one, "Demon's Sword" (the first so heavy track in the band's output) and "Iron Hawk Rising" - deserved a single. Once again, the band records almost perfect material. Maybe I'm a bit disappointed, but despite some shortcomings, I will be happy to come back to the album, because anyway it's really enjoyable, and I just like this band. I say "yes" to "Cyberblade" all in all.




poniedziałek, 16 listopada 2020

Chainbreaker - Relentless Night (Metal on Metal 2020)

31 października można zapisać jako święto zwolenników speed thrashowej hybrydy. Tego dnia swoją premierę miał drugi pełny album austriaków z Chainbreaker. Zespół nagrał płytę, która swą szybkością i dawką energii niejednego zmarłego z grobu by podniosła! Po klimatycznym intrze nie czeka Was już nic innego jak gitarowo perkusyjna kanonada, która u swych podwalin ma takie zespoły jak Exciter, Agent Steel, Iron Angel, a przede wszystkim Razor. Jeżeli lubicie ich kolegów po fachu z Vulture, to też będzie to granie w sam raz dla Was. Panowie nie przebierają w środkach i celem nadrzędnym jest szybkość i ostre, zadziorne riffy. Tylko tyle i aż tyle. Tak, nie ma tu się nad czym rozwodzić. To kolejny materiał w dobrze znanej formie, tyle że zagrany tak, jak to powinno być zrobione. Nie na odwal, nie po łebkach, a sumiennie i z dbałością o te wszystkie smaczki. Zespół nie wnosi nic nowego, bo po prostu nie chce tego robić. To ekipa, która ukochała sobie pewne zespoły, formę, styl i kuje to żelazo, aż iskry lecą. O to w tym wszystkim chodzi, to ich cel. "Relentless Night" to klasyczne granie mocno zakorzenione w metalu lat 80. Tu liczy się przede wszystkim hołd dla starej szkoły, a jest to hołd w bardzo dobrym stylu. Ukłon w stronę tych zespołów, które niegdyś tę muzykę zdefiniowały. Jeżeli takie podejście i takie granie Was satysfakcjonuje, bierzcie w ciemno!

https://www.facebook.com/chainbreakeraustria


English translation:

October 31st can be written as a celebration of speed thrash hybrid fans. On that day, the second full-length album of Austrians from Chainbreaker had its premiere. The band recorded an album that would lift many dead from the grave with its speed and dose of energy! After the atmospheric intro, there is nothing more than a guitar-driven cannonade, which is based on bands such as Exciter, Agent Steel, Iron Angel and, above all, Razor. If you like their colleagues from Vulture, it will be just right for you. These gentlemen don't choose their means and the main goal is speed and sharp, aggressive riffs. No more, no less. Yes, there is nothing to discuss here. This is another material in a well-known form, but played as it should be done. Not the easy way, but conscientiously and with attention to all these important elements. The band doesn't bring anything new because it just doesn't want to do it. These are musicians that admire certain bands, form, style and forge this iron until sparks fly. That's what it's all about, it's their purpose. "Relentless Night" is a classic stuff deeply rooted in 80's metal. What matters here is a tribute to the oldschool, and it is a tribute in a very good style. A tribute to the bands that once defined this music. If this approach and such playing satisfy you, grab the record without hesitation!




wtorek, 10 listopada 2020

Eurynomos - From the Valleys of Hades (Iron Pegasus 2020)

Zawsze byłem wielkim fanem Desaster, ale po odejściu Okkulto to już jakoś nie było to samo. Gdzieś ta energia i średniowieczny klimat z charakterystycznymi riffami uleciał, mniej lub bardziej. Na szczęście Okkulto powrócił po latach ze swoim własnym zespołem - Eurynomos. Wydali kilka świetnych EPek, a w tym roku przyszła pora na pełny album - "From the Valleys of Hades". Nie pomylę się zapisując Eyronymos do zespołów pokroju Cruel Force, Nocturnal, Witching Hour czy Triumphant, aczkolwiek będącym nieco wyżej ponad wymienionymi, ze względu na niepowtarzalny klimat. To granie przesiąknięte starym Bathory, Venom, wczesnym Slayer, Sodom, Kreator skoncentrowane na szybkich, nośnych riffach. Tutaj jest też ten duch niegdysiejszego Desaster, którego tak mi brakuje w ostatnich dokonaniach tegoż zespołu. Może nie jest tu tak średniowiecznie jak na "A Touch of Medieval Darkness" czy "Hellfire's Dominion", ale tak czy owak jest coś na rzeczy. Blisko temu do "Tyrants of the Netherworld", ulubionej płyty Okkulto, jaką nagrał z Desaster. Jest ta pasja i moc, która towarzyszyła pierwszemu zespołowi wokalisty Eurynomos. W sumie na to czekałem, to chciałem na tej płycie usłyszeć (już na EPkach było super) i to właśnie dostałem, a nawet lepiej. Niniejszy album jest ich sumą plus jeszcze więcej mocy. Granie już dobrze znane, ale pierwszorzędnej jakości. Nie zaskoczy, ale da satysfakcję ze słuchania, gwarantuję.



English translation:

I've always been a great Desaster fan, but after Okkulto left it wasn't the same. This energy and medieval atmosphere with characteristic riffs has disappeared somewhere, more or less. Fortunately, Okkulto returned years later with his own band - Eurynomos. They have released some great EPs, and this year it's time for a full-length album - "From the Valleys of Hades". I will not make a mistake by adding Eyronymos to the list of bands like Cruel Force, Nocturnal, Witching Hour and Triumphant, however being a bit above the previously mentioned bands having that unique atmosphere. It's a sound in the vein of old Bathory, Venom, early Slayer, Sodom, Kreator focused on fast, punchy riffs. Here is also the spirit of the former Desaster that I miss so much in the recent achievements of this band. It may not be as medieval here as on "A Touch of Medieval Darkness" or "Hellfire's Dominion", but anyway there is something about it. Close to "Tyrants of the Netherworld", Okkulto's favorite album he recorded with Desaster. There is this passion and power that accompanied Eurynomos singer's former band. All in all, I was waiting for it, I wanted to hear it on this album (it was great already on EPs) and that's what I got, and even better. This album is their sum plus even more power. This kind of stuff is already well known, but of first-class quality. It won't surprise you, but it will give you satisfaction from listening, I guarantee.



czwartek, 5 listopada 2020

Necrophobic - Dawn of the Damned (Century Media 2020)

Czekało się na ten album, oj, czekało. Wreszcie mam chwilę, aby przysiąść i napisać o nim kilka słów. Nie powiem, oczekiwania wobec "Dawn of the Damned" były spore. Po niezwykle udanym "Mark of the Necrogram" ciężko, żeby było inaczej. Po powrocie Andersa Strokirka do zespołu, Necrophobic poczyna sobie nader dobrze, są w niesamowitej formie twórczej. "Dawn of the Damned" to dzieło bardzo spójne, koncepcyjne, którego należy słuchać jako jednej całości. No może z wyjątkiem "Devil's Spawn Attack" (gościnnie Schmier z Destruction na wokalu) i ewentualnie "Mirror Black", one mogą na spokojnie egzystować samodzielnie. To wyjaśnia wybranie ich jako singli promujących płytę - strzał w dziesiątkę. Reszta natomiast jest moim zdaniem litym tworem, którego nie należy rozdzielać. Może ta  płyta jest mniej "przebojowa" od poprzedniczki, ale na pewno są tu bardziej kompleksowe kompozycje. Mam wrażenie, że w jakiś sposób Necrophobic stworzyło swoje "A Night at the Opera", jakkolwiek by to nie brzmiało. Nadal jest melodyjnie, złowieszczo, materiał kipi energią, ale ma w sobie pewien pierwiastek, który daje wrażenie obcowania z dziełem bardzo ambitnym, na swój sposób wymagającym, czego nigdy wcześniej w kontekście Necrophobic nie odczułem aż tak wyraźnie jak tutaj. Płyta, moim zdaniem, ma również bardzo dopracowane brzmienie, pod tym względem to również najlepsze dzieło tego zespołu. "Dawn of the Damned" jest bez wątpienia pretendentem do płyty roku i albumem, który na dobre zagości wśród płyt wielokrotnie przeze mnie słuchanych, do których zawsze z przyjemnością będę wracał i odkrywał je na nowo. Myślę, że lepszej rekomendacji dać nie mogę.




English translation:

I have been waiting for this album, yes, I have really been looking forward to it. Finally, I have a moment to sit down and write a few words about it. Indeed, expectations concerning "Dawn of the Damned" were high. After the extremely successful "Mark of the Necrogram", it's hard for it to be otherwise. After Anders Strokirk's return to the band, Necrophobic is doing very well, they are in an amazing creative form. "Dawn of the Damned" is a very coherent and conceptual work that should be listened to as one piece. Well, maybe except for "Devil's Spawn Attack" (guest appearance of Schmier from Destruction on vocals) and possibly "Mirror Black", they can easily exist independently. That explains choosing them as singles promoting the album - it hit the spot. The rest, in my opinion, is a solid structure that should not be separated. Maybe the album is less "hit-like" than its predecessor, but there are certainly more complex compositions here. I have a feeling that somehow Necrophobic created their "A Night at the Opera", however it may sound. It is still melodic, ominous, the material is bursting with energy, but it has an element in it that gives the impression of dealing with a very ambitious art, demanding in its own way, which I have never felt so clearly in the context of Necrophobic as it is here. The album, in my opinion, also has a very refined sound, in this aspect it is also the best work of this band. "Dawn of the Damned" is undoubtedly a contender for the album of the year and one that will stay among the albums that I have listened to many times, to which I will always be happy to come back to and rediscover. I think I cannot give a better recommendation.




środa, 28 października 2020

The Initiation - Misanthropic Litany (Mara Production 2020)

Kolejna z płytowych nowości warta szczególnej uwagi. The Initiation to młoda rosyjska ekipa parająca się black metalem w stylu Watain czy Katharsis. Złowieszcze, bardzo energetyczne, pełne wściekłości, acz lekko melodyjne granie z odpowiednią, diabelską atmosferą. Przypomina mi w tym względzie również Lvcifyre, chociaż samo granie nieco inne. "Misanthropic Litany" to ich pierwszy pełny album. Jedynym poprzedzającym go materiałem była wydana w 2017 EPka "The Initiation". Koniec wstępu, przejdźmy do samego albumu. Podobnie jak to było w przypadku Slaughtbbath, o którym wam ostatnio pisałem, jest to jeden z tegorocznych wyziewów, który szczególnie mi się spodobał. Płyta zalatuje świeżością w temacie, pasją i fantastycznie brzmi. Rozkręcona na cały regulator kruszy ściany i zagotowuję wodę święconą we wszystkich pobliskich kościołach. Panowie ewidentnie znają się narzeczy i nagrali album naszpikowany wszystkim, co w black metalu zorientowanym na riffy i klimat najlepsze. Pomijając podobieństwa do dwóch zespołów wymienionych na początku, jest w tym także domieszka death metalu i odległe echa Dissection oraz Sacramentum. Tak, nie będzie błędu w tym stwierdzeniu. Jest to melodyjność właśnie z tych okolic. Płyta jest zróżnicowana, riffy i melodie na przemian przyspieszają i zwalniają, pojawiają się również bardzo chwytliwe, mantryczne zagrywki przy, których nóżka sama chodzi (końcówka "His Wolves, His Hearts"). Wyszła naprawdę świetna płyta, na którą warto wydać pieniądze. Za szlachetne wzorce, brzmienie, riffy, wokale - za całokształt (nawet okładkę)! Dla mnie ewidentnie jeden z wyróżniających się i najlepszych strzałów tego roku. Polecam!


English translation:

Another from the new albums worth special attention. The Initiation is a young Russian band performing black metal in the style of Watain or Katharsis. Ominous, very energetic, full of rage, but slightly melodic playing with an appropriate, devilish atmosphere. It also reminds me of Lvcifyre in this aspect, although the music itself is slightly different. "Misanthropic Litany" is the band's first full-length album. The only material preceding it was the EP "The Initiation" released in 2017. End of introduction, let's move on to the album itself. As with Slaughtbbath, which I recently wrote you about, this is one of this year's fumes that I particularly liked. The album feels fresh, emanates with passion and sounds fantastic. Turned on at full volume, it crumbles walls and boil holy water in all nearby churches. The gentlemen are aware of the stuff they are creating and recorded an album full of everything that is the best in black metal oriented on riffs and atmosphere. Apart from the similarities to the two bands mentioned at the beginning, there is also an admixture of death metal and distant echoes of Dissection and Sacramentum. Yes, there will be no error in this statement. It is the melodiousness from this area. The album is varied, riffs and melodies alternately speed up and slow down, there are also very catchy, mantric passages that makes your feet move ("His Wolves, His Hearts" ending for ex.). A really great album that is worth spending money on. For noble patterns, sound, riffs, vocals - for the overall performance (even the cover)! For me, clearly one of the standout and best strikes of the year. Totally recommend!