No i mamy kolejną debiutującą na naszej scenie grupę, która naprawdę nieźle rokuje. Mowa tym razem o krakowskim Loathfinder parającym się tzw. Blackened Doom Metalem. Często niestety bywa, że tego typu granie pozbawione jest oryginalności, pełno w nim dłużyzn i najnormalniej w świecie po parunastu minutach słuchania zaczyna ogarniać nuda powtarzalności. W przypadku tego zespołu nie ma o tym mowy. Jak na przystało na miks Black Metalowego mroku i Doom Metalowego ciężaru oraz posępności, dostajemy kompozycje które toczą się niczym walec rozsiewając wszechogarniający, niepokojący, wręcz transowy klimat. Nie brak tu także pewnych drobnych urozmaiceń w postaci okazyjnych akustyków i autentycznie dobrego wokalu, który dryfuje poprzez grobowe, niskie growle po złowieszcze Black Metalowe akcenty. Niewątpliwie został tu odwalony kawał dobrej roboty, jak na debiutanckie wydawnictwo (póki co mamy do czynienia z Epką, a nie pełnym albumem) wszystko jest dopracowane i przemyślane, słychać to w każdym dźwięku tej płyty. Wystarczy sprawdzić sobie takie kompozycje jak "Scents of Regression" oraz tytułowy "The Great Tired Ones", dzieje się! Całość spaja potężne, wręcz duszne brzmienie tak w tego typu graniu charakterystyczne. W sztuce Loathfinder można doszukać się wpływów wczesnych materiałów Katatonii, My Dying Bride czy majaczących gdzieś po zakamarkach odniesień do pierwszych płyt Black Sabbath, a nawet i jakieś pierwiastki Death Metalowe przemykają tu niczym cienie. Jest w tym wszystkim spory potencjał, ogrom autentycznych emocji oraz dojrzałość, nic tyko oczekiwać pełnego wydawnictwa. Jak na razie jest dobrze, a nawet bardzo dobrze i z twórczością tej grupy jak najbardziej warto się zapoznać. Godz ov War miało nosa!
A, no i okładka. Jeden rzut oka i już wiadomo z czym będzie się miało do czynienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz