Immortal Pride to chyba najbardziej
„inny” album w całym dorobku Graveland. Nie chodzi tu tylko o
samą muzykę, ale i o strukturę płyty- tylko dwa utwory główne,
ale za to bardzo rozbudowane i długie intro i outro wiążące
całość. Jest to też pierwszy album na którym tak rozwinięta
jest warstwa symfoniczna o takiej głębi i kolorycie. Nadal są tu
obecne pagan black metalowe riffy, ale to klawisze i symfoniczne tło
grają na tym albumie pierwsze skrzypce. Podczas słuchania od razu
narzuca się skojarzenie z albumami Bathory- Hammerheart oraz
Twilight of the Gods, wpływy tych dwóch majstersztyków Quorthona
są aż nadto oczywiste, zwłaszcza ten epicki sznyt, który bije od
Immortal Pride na odległość. Album nie jest w żadnym wypadku
kopią albumów Bathory, były one tylko inspiracją, Darken nadał
tej płycie charakterystycznego brzmienia które spotyka się tylko u
zespołów z Polski, Ukrainy czy Rosji. Jest bez wątpienia
oryginalny.
Kolejnym aspektem który charakteryzuje
tę płytę jest następna inspiracja. Tym razem po raz kolejny mamy
odnośnik do twórczości Basil'a Poledurisa (przypomnicie sobie "In
the Glare of Burning Churches czy "Epilogue") i jego
nieśmiertelnego soundtracku do Conana Barbarzyńcy. Echa tej muzyki
stale przewijają się podczas słuchania płyty.
Co się tyczy brzmienia i produkcji
Immortal Pride to nie można narzekać. Jest świeżo, instrumenty są
wyraziste, jest głębia, a klawisze tworzą piękne tło. Sama
partia perkusji może wydawać się nieco toporna względem całej
reszty, ale w ostateczności daje radę i jest ok. Muzyka niesie ze
sobą sporą dawkę emocji w kwestii zarówno tekstów jak i samej
muzyki, co sprawia że w istocie pasowała by do jakiegoś filmu o
dawnych Słowianach (wystarczy zerknąć na okładkę) lub o
wojownikach pokroju chociażby Conana.
Co prawda nie jest to moja ulubiona
płyta w dorobku Graveland, ale bardzo ją szanuję i doceniam
potencjał jaki ze sobą niesie. Jest niezaprzeczalnie jednym z tych
ważniejszych dzieł Graveland, które zapadają w pamięć.
W kwestii samej przedstawionej poniżej reedycji z Warheart, to jest dokładnie tak jak w przypadku omawianego wcześniej wznowienia "Following the Voice of Blood". Wyszło to naprawdę nieźle i jak ktoś nie ma first pressów, czy nie przeszkadza mu ta pierwszoplanowa, odświeżona warstwa graficzna to śmiało może po to sięgnąć. Jak najbardziej polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz