Gdy ładnych parę lat temu zaczynałem
swoją przygodę z twórczością Graveland myślałem, że Thousand
Swords jest tym albumem który zajmuje najwyższe miejsce w
dyskografii grupy, to prawda, ale Following the Voice of Blood
wyprzedza go o ten jeden mały kroczek. Jest to płyta która coś
kończy i coś zaczyna, dzieło przełomowe, dzięki czemu tak ważne.
Wraz z tą płytą w pewnym stopniu zanikają tu patenty stricte
black metalowe, a z całą okazałością objawiają się cechy pagan
metalu z tą jakże charakterystyczną dla Graveland nutą epickości
z majaczącymi w tle echami folku. Możemy jeszcze usłyszeć tutaj
wokal typowy dla dwóch poprzednich albumów, ale muzyka jak już
wspomniałem zaczyna wkraczać w inne rejony, które z kolejnymi
albumami przerodzą się w to z czego Graveland słynie brzmieniowo i
aranżacyjnie już od kilku ładnych lat, jest to także ostatnia
płyta na której mamy typowo szybkie bm-owe partie gitar i perkusji.
Przejdźmy teraz do konkretów.
Following the Voice of Blood jest albumem który wciąż cechuje
surowa produkcja i w przypadku Graveland jest to olbrzymia, nadająca
charakteru i klimatu zaleta. Miks płyty został wykonany
perfekcyjnie, pełen profesjonalizm i wyczucie. Muzyka okraszona jest
klawiszowym tłem, które świetnie podkreśla melodykę i nadaje
całości tego całego epickiego sznytu. Utwory są tu odpowiednio
długie, z ciekawymi przejściami melodii co sprawia że się nie
dłużą i nie wieją nudą, można je porównać do snującej się
opowieści która zabarwiona jest odpowiednimi emocjami i zwrotami
akcji. Ambientowe oraz neoklasyczne pasaże obecne na płycie nadają
całości drugiego dna, zespalają muzykę i tworzą jedną całość.
W niektórych utworach są swoistą ciszą przed jeszcze obecną tu
black metalową burzą. Na szczególne z mojej strony wyróżnienie
zasługują utwory Thurisaz (tu jest wszystko- świetne intro, bm-owa
szarża i zapadające w pamięć melodyjne przejścia), Following The
Voice of Blood (fajne folkujące intro) oraz majestatyczny And the
Horn was Sounding far Away (aż mi się przypomniał Twilight of the
Gods Bathory, klasa!). Zapewne może was zdziwić brak jakiejkolwiek
krytyki z mojej strony, ale po prostu nie mam się tu do czego
przyczepić. W moim odbiorze album jest od A do Z kawałkiem
wspaniałej i dobrze wykonanej muzyki, koniec i kropka.
Pomysłowe kompozycje, niesamowita
atmosfera, swoista świeżość i wyobraźnia twórcza Darkena
stworzyła album który moim skromnym zdaniem jest perłą w koronie
polskiej sceny black/ pagan metalowej, jak dzieła Emperor, Bathory
oraz Burzum (których wpływ na twórczość Graveland jest raczej
ogólnie wiadomy) czy Ulver dla sceny norweskiej.
Co się tyczy oprawy graficznej płyty,
to co tu dużo ukrywać, cieszy oko i zachęca do słuchania- rydwan
wojów podążający za stadami kruków majaczącymi na tle szarego,
pochmurnego nieba. Wchodzi w klimat płyty jak ulał! W przedstawionej poniżej reedycji tego albumu za
ramienia Warheart Records mamy nową okładkę, równie dobrą,
aczkolwiek gubiącą już atmosferę swojej oryginalnej poprzedniczki.
Niemniej jednak wewnątrz wydawnictwa znajdziemy także oddzielną
reprodukcję okładki pierwszego wydania, także każdy będzie
usatysfakcjonowany. Tak jak w przypadku niedawnych wznowień "In
the Glare of Burning Churches" oraz "The Celtic Winter",
te reedycje jeszcze nieco kulały, tak tutaj wszystkie niedopracowane
mankamenty zostały poprawione przez co w pełni i z czystym
sumieniem mogę je polecić. Warto wspomnieć, że wewnątrz
dostajemy garść memorabiliów z tamtego okresu, trochę
archiwalnych zdjęć z sesji do albumu oraz nieco liner notes do
poczytania. Reasumując jest dobrze, a nawet bardzo dobrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz