Norweski Fester powinien być moim zdaniem wymieniany jednym tchem obok takich klasyków Black/ Death Metalu jak chociażby Dissection czy Necrophobic. Może nie byli tak melodyjni, poruszali się po bardziej posępnych, momentami nieco wolniejszych, obszarach okraszonych Doom Metalowym pierwiastkiem, ale tak samo jak ekipa Jona czy Parlanda, w swoim zespole Bjorn "Tiger" Mathisen połączył ze sobą Black i Death Metal dodając do tej muzyki naleciałości z innych gatunków metalu oraz zaszczepiając w nią własny, oryginalny charakter. Na "Winter of Sin" możemy usłyszeć bardzo wyraźne inspiracje, nie tylko pierwszymi nagraniami jeszcze świeżego wtedy Black i Death Metalu (tutaj przede wszystkim tego szwedzkiego z czasów klasycznych demówek), ale również Hellhammer/ wczesnym Celtic Frost oraz, jeżeli chodzi o pewną obecną między wierszami epickość oraz po części brzmienie gitar/ strukturę riffów, starym Candlemass z czasów pierwszych trzech krążków. Debiut Fester jest płytą jednocześnie surową, a z drugiej strony brzmiącą bardzo majestatycznie, przestrzennie. Może na pierwszy odsłuch nie jest to tak oczywiste, ale z każdym kolejnym odkrywa się te wszystkie jej wspaniałe cechy. "Winter of Sin" powinien był osiągnąć ten sam sukces i cieszyć się takim samym uznaniem jak chociażby "The Somberlain" wspomnianego już Dissection, mimo, rzecz jasna, znacznych różnic między tymi nagraniami. Osoby siedzące w temacie, i dobrze materiał znające zdają sobie sprawę z wartości tej płyty i jestem pewien, że zgodzą się z tym co tu napisałem. Album niestety wyprzedził trochę swój czas i objawił się scenie w czasie kiedy jeszcze tego typu hybryda nie była powszechna, a uwagę słuchaczy, zwłaszcza w Norwegii, przykuwały pierwsze nagrania Burzum, Darkthrone czy Emperor. Nie ma więc specjalnie zdziwienia, że album nie przeszedł z należnym mu echem, niezbyt pasował to tworzącej się wtedy sceny. Przez to wszystko "Winter of Sin" zyskał należne mu miejsce i uznanie dopiero po czasie. Oczywiście jak najbardziej zasłużone. Obok Cadaver "In Pains" oraz "Blod- Draum" Molested (o "Soulside Journey" Darkthrone to już nawet nie wspominam) to, moim zdaniem, najlepsze z poza stricte Black Metalowych dzieł jakie zrodziła Norwegia w latach 90-tych o którym należy pamiętać, które koniecznie trzeba poznać i które należy docenić. Ja ten krążek uwielbiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz