Mija parę miesięcy, a Batushka atakuje z kolejnym - krótkim, bo niespełna półgodzinnym - materiałem. "Carju Nibiesnyj" to kolejny drobny krok w rozwoju tego zespołu i materiał wyraźnie różniący się od poprzedników, a wciąż nieopuszczający formy i estetyki, jaką ten zespół sobie wybrał na samym początku. Byłem bardzo ciekaw, co pojawi się na tym wydawnictwie, specjalnie przesłuchałem tylko jeden singiel i cierpliwie czekałem na płytę. Na tym minialbumie Batushka opuszcza patos, przepych i skąpaną w kadzidłach cerkiew czy też tajemniczy monastyr, by przenieść się na prowincję, do małej wiejskiej świątyni otoczonej przez strzechy i dzikie ostępy. Płyta jest mroczna, poważna, refleksyjna, także na swój sposób surowa - ma coś w sobie z debiutu, a i z wydanego niedawno "Raskol", aczkolwiek to wciąż coś wyraźnie nowego. Mamy tu trochę inne chóry - już nie mnisie inkantacje, a piękne zaśpiewy (piąta kompozycja to mistrzostwo i esencja tego całego progresywnego stylu). Jest i sporo tradycyjnych instrumentów, które nie pojawiały się wcześniej w kompozycjach zespołu. Znalazło się też miejsce na orkiestracje: nadające dramatyzmu i klimatu smyczki, ale i typowe dla rosyjskiej wsi buzuki czy bałałajki. Płyta zabrzmiała miejscami na swój sposób progresywnie, ale wciąż ekstremalnie i złowieszczo (drugi utwór na krążku jest tu ciekawym kontrastem). Zespół ponownie nawiązuje tu do starych prawosławnych modlitw i pieśni, ale mam też wrażenie, że tytułem i grafikami zdobiącymi płytę do ostatnich dni rodziny Romanowów i cara Mikołaja II. Dostrzegam tu pewną analogię do klimatu płyty, o którym wspomniałem wcześniej, bo i po abdykacji car więziony był z dala od bogactwa i przepychu, w odosobnieniu oczekując na kres swego życia. Cieszy mnie fakt, że zespół wciąż ma nowe pomysły i w bardzo ciekawy sposób rozwija swoją muzyczną formułę.
English translation:
A few months have passed, and Batushka attacks with another - short, because less than half an hour - material. "Carju Nibiesnyj" is another small step in the development of this band and the material clearly different from its predecessors, yet still remaining in the form and aesthetics that this band chose at the very beginning. I was very curious to hear what will appear on this release, I've listened to only one single on purpose and been waiting patiently for the release. In this mini-album, Batushka leaves the pathos, splendor and incense-bathed church or mysterious monastery to move to the province, to a small village temple surrounded by thatched roofs and wilderness. The album is dark, solemn, meditative, also raw in its own way - it has something in common with the debut and the recently released "Raskol", although it is still something clearly new. We have different choirs here - no longer monastic incantations, but beautiful chants (the fifth composition is mastery and the essence of this whole orthodox style). There are also many traditional instruments that have not appeared in the band's muic before. Orchestrations have found their way here as well: strings that give drama and climate, but also bouzoukis or balalaikas typical of the Russian countryside. The album sounds progressive in its own way, but still extreme and ominous (the second track on the record is an interesting contrast here). The band once again refers to old orthodox prayers and chants, but I also have the impression that the title and graphics decorating the album refer to the last days of the Romanov family and Tsar Nicholai II. I see a certain analogy to the atmosphere of the album, which I mentioned earlier, because even after his abdication, the Tsar was imprisoned far from wealth and splendor, waiting in isolation for the end of his life. I am glad that the band still has new ideas and develops its musical formula in a very interesting way.