niedziela, 28 marca 2021

Batushka - Carju Niebiesnyj (Witching Hour Productions 2021)

Mija parę miesięcy, a Batushka atakuje z kolejnym - krótkim, bo niespełna półgodzinnym - materiałem. "Carju Nibiesnyj" to kolejny drobny krok w rozwoju tego zespołu i materiał wyraźnie różniący się od poprzedników, a wciąż nieopuszczający formy i estetyki, jaką ten zespół sobie wybrał na samym początku. Byłem bardzo ciekaw, co pojawi się na tym wydawnictwie, specjalnie przesłuchałem tylko jeden singiel i cierpliwie czekałem na płytę. Na tym minialbumie Batushka opuszcza patos, przepych i skąpaną w kadzidłach cerkiew czy też tajemniczy monastyr, by przenieść się na prowincję, do małej wiejskiej świątyni otoczonej przez strzechy i dzikie ostępy. Płyta jest mroczna, poważna, refleksyjna, także na swój sposób surowa - ma coś w sobie z debiutu, a i z wydanego niedawno "Raskol", aczkolwiek to wciąż coś wyraźnie nowego. Mamy tu trochę inne chóry - już nie mnisie inkantacje, a piękne zaśpiewy (piąta kompozycja to mistrzostwo i esencja tego całego progresywnego stylu). Jest i sporo tradycyjnych instrumentów, które nie pojawiały się wcześniej w kompozycjach zespołu. Znalazło się też miejsce na orkiestracje: nadające dramatyzmu i klimatu smyczki, ale i typowe dla rosyjskiej wsi buzuki czy bałałajki. Płyta zabrzmiała miejscami na swój sposób progresywnie, ale wciąż ekstremalnie i złowieszczo (drugi utwór na krążku jest tu ciekawym kontrastem). Zespół ponownie nawiązuje tu do starych prawosławnych modlitw i pieśni, ale mam też wrażenie, że tytułem i grafikami zdobiącymi płytę do ostatnich dni rodziny Romanowów i cara Mikołaja II. Dostrzegam tu pewną analogię do klimatu płyty, o którym wspomniałem wcześniej, bo i po abdykacji car więziony był z dala od bogactwa i przepychu, w odosobnieniu oczekując na kres swego życia. Cieszy mnie fakt, że zespół wciąż ma nowe pomysły i w bardzo ciekawy sposób rozwija swoją muzyczną formułę.




English translation:

A few months have passed, and Batushka attacks with another - short, because less than half an hour - material. "Carju Nibiesnyj" is another small step in the development of this band and the material clearly different from its predecessors, yet still remaining in the form and aesthetics that this band chose at the very beginning. I was very curious to hear what will appear on this release, I've listened to only one single on purpose and been waiting patiently for the release. In this mini-album, Batushka leaves the pathos, splendor and incense-bathed church or mysterious monastery to move to the province, to a small village temple surrounded by thatched roofs and wilderness. The album is dark, solemn, meditative, also raw in its own way - it has something in common with the debut and the recently released "Raskol", although it is still something clearly new. We have different choirs here - no longer monastic incantations, but beautiful chants (the fifth composition is mastery and the essence of this whole orthodox style). There are also many traditional instruments that have not appeared in the band's muic before. Orchestrations have found their way here as well: strings that give drama and climate, but also bouzoukis or balalaikas typical of the Russian countryside. The album sounds progressive in its own way, but still extreme and ominous (the second track on the record is an interesting contrast here). The band once again refers to old orthodox prayers and chants, but I also have the impression that the title and graphics decorating the album refer to the last days of the Romanov family and Tsar Nicholai II. I see a certain analogy to the atmosphere of the album, which I mentioned earlier, because even after his abdication, the Tsar was imprisoned far from wealth and splendor, waiting in isolation for the end of his life. I am glad that the band still has new ideas and develops its musical formula in a very interesting way.








wtorek, 23 marca 2021

Hostia - Carnivore Carnival (Deformeathing Productions 2020)

To już ponad miesiąc od ostatniej recki i należy przerwać to milczenie. A jak przerywać, to z hukiem! Dlatego też chcę wreszcie podzielić się swoimi refleksjami odnośnie do wydanego w ubiegłym roku drugiego albumu Hostii - "Carnivore Carnival". Panowie wydali album konsekwentny w stosunku do debiutu, dojrzały i ugruntowujący ich styl. Co od razu tutaj słychać, to znakomite połączenie selektywności i oldschoolowego brudu. Balans między jednym a drugim został wyłapany znakomicie. Płyta brzmi potężnie, bardzo dynamicznie; przez to odbiór wypuszczanego w nas połączenia death metalu, grindcora i naleciałości hardcore/punk jest autentycznie bardzo dobry i wciągający. Panowie z Hostii stworzyli album zwięzły, mocarny, który buja jeszcze lepiej niż ich debiut - to ewidentny krok naprzód, nie opuszczając wybranej formy. Słuchając tej kanonady, mam też wrażenie, że gdzieś w tych dźwiękach przemyka duch zapoczątkowanego niegdyś przez Entombed death 'n 'rolla. Taki materiał nie tylko dewastuje głośniki, ale również perfekcyjnie sprawdza się w warunkach koncertowych, w które to zespół mierzy w szczególności. W warstwie tekstowej dalej postępuje w klimaty slasherów oraz dobitnej krytyki i demaskowania prawdziwej twarzy religii chrześcijańskiej. Jest bluźnierczo, a i z nutką czarnego humoru. Mamy tu niespełna 30 minut bardzo dobrego grania i to nie jest za mało. Grindcorowa forma nieprzekraczania 2 minut na każdy utwór świetnie się tu sprawdza. Kompozycje są tak skonstruowane, że słuchacz nie ma wrażenia niedosytu, a wręcz przeciwnie, w pełni wykorzystania danego czasu. Jest tu miejsce na wszystkie niezbędne składniki. Żałuję, że tak późno sięgnąłem po tę płytę, no ale teraz bacznie będę śledził poczynania zespołu. Album mus!



English translation:

It's been over a month since the last review and this silence should be broken. And it should be with something serious! Therefore, I want to finally share my reflections on the Hostia's second album - "Carnivore Carnival", released last year. The gentlemen recorded an album consistent with their debut, mature and solidifying their style. What you can hear right away is a great combination of selectivity and oldschool dirt. The balance between one and the other has been perfectly matched. The album sounds powerful, very dynamic; because of that, the perception of the combination of death metal, grindcore and hardcore/punk accretions unleashed to us is actually very good and addictive. Hostia has created a concise, powerful album that makes even better impression than their debut - it is an evident step forward without leaving the chosen form. When listening to this cannonade, I also have the impression that somewhere in these sounds sneaks the spirit of the once initiated (by Entombed) death 'n' roll. Such material not only devastates the speakers, but also works perfectly in concert conditions, at which the band aims in particular. In the lyrical layer, it continues with the atmosphere of slashers and strong criticism and exposing of the true face of the Christian religion. It is blasphemous and with a hint of black humor. We have less than 30 minutes of great stuff here and it is not too little. The grindcore form of not exceeding 2 minutes for each track works perfectly here. The compositions are constructed in such a way that the listener doesn't feel unsatisfied, the total running time is used to the maximum. There is space for all the necessary elements. I regret reaching for this album so late, but now I will be closely following the band's activities. A must-have album!