Jeden z krążków najbogatszych w zróżnicowanie wpływów, jaki usłyszałem w tym roku. Aż głowa mała, ile można znaleźć na nim odniesień. Taka jest właśnie debiutancka EPka Nadsvest, serbsko - nowozelandzkiego projektu, łączącego Black Metal z mrocznym, serbskim folklorem. Wypada to kapitalnie! Czyste, jakby barytonowe, chóralne zaśpiewy, pogłos, elementy epickości i melodii połączone z agresją i żywiołem Black Metalu. Z jednej strony atakują nas elementy stylistyki takich zespołów jak Darkthrone, Satyricon, 1349, Mayhem, a z drugiej Wędrujący Wiatr, Malokarpatan, Over the Voids czy Arkona. Nawet jakieś echa Bathory da się tu znaleźć miejscami. Zostało to wszystko połączone misternie i z pomysłem, dając naprawdę oryginalny i wręcz porywający efekt. Dobre brzmienie tylko te walory uwydatnia. Szacun należy się nie tylko samemu zespołowi, ale też wydawcy - Under the Sign of Garazel. Mieli nosa, że będzie to coś wyjątkowego i się nie pomylili. Myślę, że "Kolo Ognja i Zeleza" porwie dosłownie każdego entuzjastę tych nieco bardziej ekstremalnych brzmień i podziemnej sceny. Te cztery utwory, jakie składają się na ów materiał, to zapowiedź bardzo obiecującego grania, które ma szansę zdobyć spore grono fanów i odbić się echem po scenie na nieco dłużej. Tego im życzę i czekam z niecierpliwością na pełną płytę.
https://www.utsogp.pl/
English translation:
One of the most complex records - when it comes to the diversity of influences - that I've heard this year. It's surprising how many references can be found on it. This is the debut EP of Nadsvest, a Serbian-New Zealand project combining Black Metal with dark, Serbian folklore. It's great! Pure, baritone-like, choral chants, reverb, elements of epicness and melody combined with aggression and fury of Black Metal. On the one hand, we are stormed by elements of the style of bands such as Darkthrone, Satyricon, 1349, Mayhem, and on the other - Wędrujący Wiatr, Malokarpatan, Over the Voids or Arkona. Even Bathory's echoes can be found here in some places. It was all combined intricately and with an idea, giving a really original and even thrilling effect. Good sound only enhances these qualities. Respect is due not only to the band itself, but also to the publisher - Under the Sign of Garazel. At some point they knew that it would be something special and they were not mistaken. I think that "Kolo Ognja and Zeleza" will literally capture every enthusiast of these slightly more extreme sounds and the underground scene. Four songs that make up this material are a preview of a very promising stuff, which has a chance to win a large group of fans and be heard throughout the scene for a little longer. I wish them that and look forward to the full album.
czwartek, 31 października 2019
The Devil's Sermon - Nie ma boga nad Diabła (Putrid Cult 2019)
Esencjonalny i intrygujący Black Metal z polskimi tekstami. Płyta z jednej strony nieodkrywająca nowych rejonów, ale potrafiąca oczarować swoją unikalną atmosferą i ładunkiem emocjonalnym, swoim wydźwiękiem. Logo grupy przypomina swym konceptem logo Darkthrone, lecz nie są to te rejony. To Black Metal totalnie naszej sceny, chociaż osobnicy tworzący ten zespół wykuwają swą sztukę w Anglii. W jakiś sposób są to klimaty bliskie Mgle, Dagorath, Czortowi, ale z mrokiem i agresją Death Like Mass i Cultes Des Ghoules. Płyta w swym przekazie dedykowana jest samemu Rogatemu jako symbolowi buntu i tryumfu wolnej woli. Ma w sobie coś z mrocznej poezji, jaką kiedyś parało się chociażby Taranis czy Profanum. Z pewnością nie jest to płyta, której brakuje własnego charakteru. Potrafi zatrzymać słuchacza na dłużej i nie zanudzić, zachęcić do powrotu za jakiś czas. To pierwszy album w dorobku The Devil's Sermon, a już szykuje się sztuka, która predysponuje do pójścia swą własną niepodległą ścieżką, nie oglądając się na trendy panujące na scenie. Bardzo ciekawi mnie, co pokaże kolejny materiał, czy pociągnie klimat i struktury, jakie tu zastaliśmy, te tnące gitarowe pasaże, zajadłe wokale i niedającą wytchnąć sekcję rytmiczną. Myślę, że tak się stanie, że tego nie zabraknie, podobnie jak przesłania niniejszego krążka, bo przecież "Nie ma boga nad Diabła".
https://www.putridcult.pl/
English translation:
Essential and intriguing Black Metal with Polish lyrics. The album, on the one hand, does not reveal new areas, but is able to enchant with its unique atmosphere and emotions, its overtones. The group's logo resembles the one of Darkthrone, but this is not this kind of Black Metal. This is the one totally of Polish scene character, although the individuals forming this band forge their art in England. Somehow these are climates close to Mgła, Dagorath, Czort, but with darkness and aggression of for example Death Like Mass or Cultes Des Ghoules. The album in its message is dedicated to the Horned one himself as a symbol of rebellion and triumph of free will. It has something of the dark poetry that Taranis or Profanum once used to express themselves. It is certainly not an album that lacks its own character. It can keep the listener for a longer time and not bore him, encourage him to return in a while. This is the first album among The Devil's Sermon's achievements, and their art predisposes to follow its own independent path, without looking at the trends on the scene. I am very interested in what the next material will show, whether it will attract by the climate and structures we found here, these cutting guitar passages, fierce vocals and the rhythmical section that won't let you breathe. I think it will be like that and not fade away, just like the message of this album, because "There is no god above the Devil".
https://www.putridcult.pl/
English translation:
Essential and intriguing Black Metal with Polish lyrics. The album, on the one hand, does not reveal new areas, but is able to enchant with its unique atmosphere and emotions, its overtones. The group's logo resembles the one of Darkthrone, but this is not this kind of Black Metal. This is the one totally of Polish scene character, although the individuals forming this band forge their art in England. Somehow these are climates close to Mgła, Dagorath, Czort, but with darkness and aggression of for example Death Like Mass or Cultes Des Ghoules. The album in its message is dedicated to the Horned one himself as a symbol of rebellion and triumph of free will. It has something of the dark poetry that Taranis or Profanum once used to express themselves. It is certainly not an album that lacks its own character. It can keep the listener for a longer time and not bore him, encourage him to return in a while. This is the first album among The Devil's Sermon's achievements, and their art predisposes to follow its own independent path, without looking at the trends on the scene. I am very interested in what the next material will show, whether it will attract by the climate and structures we found here, these cutting guitar passages, fierce vocals and the rhythmical section that won't let you breathe. I think it will be like that and not fade away, just like the message of this album, because "There is no god above the Devil".
środa, 30 października 2019
Sacrilegium - Ritus Transitorius (Werewolf Promotion 2019)
Sacrilegium powraca z kolejnym albumem, co prawda już bez Nantura na pokładzie, ale za to w pięknym stylu. Nic nie wskazuje na to, aby ich sztuka miała ulec zmianie czy się zachwiać. Suclagus pewnie dowodzi na swoim okręcie i jak najbardziej dorównuje wokalnie swojemu koledze, którego w tej kwestii zastąpił. "Ritus Transitorius" to w sporym stopniu dzieło zakorzenione w Black Metalu lat 90., ale niepozbawione świeżości i tego jedynego w swoim rodzaju klimatu, z którego Sacrilegium od zawsze słynęło. Spotyka się tu stare z nowym. Już od pierwszych dźwięków każdej z 8 zawartych tu kompozycji słyszę wyraźne echa dawnych dokonań chociażby Darkthrone, a i ich własnej muzyki z czasów kultowej płyty Wicher (najlepszym przykładem są takie kompozycje jak "Ritual", "Zapomniana Potęga" czy "Przejście"). Jednym słowem - stara szkoła podnosi łeb! Nawet jakieś drobne elementy Death oraz Thrash Metalu są tu miejscami powplatane. Aż mi się morda cieszy, jak widzę, że wciąż można tak misternie operować dawnymi standardami, przenosząc je w nową erę, nowe brzmienie i pokazując, że ich czas jeszcze nie minął i długo nie minie. Już na poprzednim krążku zespół udowodnił, że odrodził się niczym feniks z popiołów, wciąż tworząc Black Metal na najwyższym poziomie. Nawet nowy skład zespołu tego nie zmienił, a wręcz przeciwnie. Nadał machinie Sacrilegium dodatkowego przyspieszenia. Oni nie muszą już niczego i nikomu udowadniać. "Ritus Transitorius" swoim mistycyzmem i oddaniem dawnym tradycjom gatunku oznajmia wszem wobec, że Sacrilegium długo jeszcze nie złoży broni, a nowy album jest potężnym, bezkompromisowym strzałem, jak to miało miejsce przy "Anima Lucifera". Sięgajcie zatem po "Ritus Transitorius" i rozkoszujcie się odgłosami bestii, którą spuściła z łańcuchów jedna z najbardziej zasłużonych hord naszej rodzimej sceny BM!
https://werewolf-webshop.pl/
English translation:
Sacrilegium is back with another album, although without Nantur on board, but in a beautiful style. There is no indication that their art would change or stagger. Suclagus confidently commands his ship and vocally matches his colleague, whom he replaced in this matter. "Ritus Transitorius" is to a large extent a work rooted in the Black Metal of the 90s, but not does not lack freshness and that unique climate of which Sacrilegium has always been famous for. Old meets new here. From the first sounds of each of the 8 compositions contained here I hear clear echoes of ancient achievements of even Darkthrone, and their own music from the time of the cult album Wicher (the best examples are compositions such as "Ritual", "Forgotten Power" or "Passage"). In a word - the old school raises its head! Even some minor elements of Death and Thrash Metal are hidden here. I'm happy when I see that they can still manipulate old standards so intricately, transferring them into a new era, a new sound and showing that their time has not yet passed and will not pass long. Already on the previous album, the band proved that they were reborn as a phoenix from the ashes, still creating Black Metal at the highest level. Even the new line-up of the band has not changed that, on the contrary. It has given Sacrilegium an extra boost. They don't have to prove anything to anyone anymore. "Ritus Transitorius" with its mysticism and devotion to the old traditions of the genre, announces to everyone that Sacrilegium will not lay down their arms, and that the new album is a powerful, uncompromising strike, as it happened with "Anima Lucifera". So reach for "Ritus Transitorius" and enjoy the sounds of the beast that was unleashed by one of the most distinguished hordes of our native BM scene!
wtorek, 29 października 2019
1349 - Massive Cauldron of Chaos (Indie Recordings 2014)
Jako że jeszcze chwilę mi zejdzie z recenzją "The Infernal Pathway", postanowiłem przypomnieć na poczekaniu poprzedni krążek 1349. Panie i Panowie, jeżeli wciąż powstają takie płyty na norweskiej ziemi, to tamtejszy Black Metal jeszcze długo będzie miał coś do powiedzenia i to nie tylko w kwestii przeszłości. "Massive Cauldron of Chaos" to chwalebny powrót tego zespołu do brzmień ze swoich pierwszych dwóch wydawnictw i połączenie tamtej furii z nowymi pomysłami. Uwydatnienie tego thrashowego podłoża, jakie od zawsze tkwiło u podstaw muzyki 1349, mimo że, nie jest to może tak na pierwszy rzut oka oczywiste. Konkretne łojenie w najlepszym wydaniu. Co prawda, nie są to już tak surowe klimaty, bo warstwa brzmieniowa i kompozycyjna jest bardzo dopracowana, materiał jest dynamiczny, pełen mocy i przemyślany w najdrobniejszym szczególe. Jak to mawia sam Ravn, nigdzie nie jest powiedziane, że Black Metal musi brzmieć źle. Niemniej jednak kryje się w tym ta pierwotna furia tej grupy, nie ma tu kombinowania, po prostu konkretne uderzenie od początku do końca. Płyta jest bez wątpienia bardzo bezpośrednia i organiczna. Wystarczy posłuchać chociażby promującego ją "Slaves", mówi sam za siebie. Riffy na "Massive Cauldron of Chaos" są bardzo nośne, mocarne i świetnie zgrywają się z mrocznym i złowieszczym charakterem Black Metalowej sztuki wykonywanej przez 1349. Swoiste połączenie starej szkoły ze świeżym podejściem do tematu. O czym jeszcze warto wspomnieć to niesamowita forma zespołu; to już w końcu tyle lat, a grają tu na najwyższych obrotach, jakby pod wpływem jakieś nieokiełznanej siły; to bez wątpienia jeden z najbardziej agresywnych albumów w ich dorobku. Wokale Ravna na tym albumie to dowód na to, że jest w czołówce ludzi w swoim fachu, dopełniają tu dzieła niczym przysłowiowa wisienka na torcie, totalne zniszczenie! Podobne wnioski można też wysnuć w kwestii partii perkusji Frosta, nie siedzi gdzieś z tyłu, a siecze na tym samym poziomie co gitary i wokal, gra tutaj istotną rolę i jest znaczącym źródłem agresji wydobywającej się z tych nagrań.
Album nie jest może najdłuższy, trwa ledwo ponad pół godziny, ale za to rekompensuje ten fakt swoją wysoką jakością i ładunkiem emocji. Moim zdaniem 1349 jest obecnie jedną z wiodących grup norweskiej sceny, a takie albumy jak ten tylko ów fakt potwierdzają! Polecam wszystkim i każdemu z osobna!
https://www.facebook.com/1349official/
https://legion1349.wdex.siteman.no
English translation:
As I will leave the review of "The Infernal Pathway" for a while, I decided to remind the previous album of 1349. Ladies and gentlemen, if such records are still being made on Norwegian soil, then their Black Metal will still have something to say and not only in case of the past. "Massive Cauldron of Chaos" is the glorious return to the sound of their first two releases and a combination of that fury with new ideas. It emphasizes this thrash root that has always been at the heart of 1349 music, although it may not be so obvious at first glance. Concrete, intensive stuff at its best. It is true that there is no place for a raw production here, because the sound and composition layer is very refined, the material is dynamic, full of power and thought out to the smallest detail. As Ravn says himself, nowhere it is said that Black Metal must sound bad. Nevertheless, this group's original fury is hidden in it, there is no combination here, just a direct strike from beginning to end. The disc is undoubtedly very direct and organic. Just listen to the single "Slaves", it speaks for itself. Riffs on "Massive Cauldron of Chaos" are very strong, powerful and harmonize well with the dark and ominous character of Black Metal art performed by 1349. A peculiar combination of oldschool with a fresh approach to the subject. What else is worth mentioning is the amazing form of the band; it's been so many years, and they play here at the highest quality, as if under the influence of some unbridled force; it is without doubt one of the most aggressive albums in their career. Ravn's vocals on this album are proof that he is at the forefront of people performing vocals in this style, total destruction! Similar conclusions can also be drawn regarding the drum parts by Frost, it is not set somewhere in the back, but work at the same level as the guitars and vocals, play an important role here and are a significant source of aggression coming from these recordings.
The album is maybe not the longest, it lasts barely over half an hour, but it compensates for this fact with its high quality and emotional load. In my opinion, 1349 is currently one of the leading groups of the Norwegian scene, and such albums like this only confirm this fact! I recommend it to everyone!
Album nie jest może najdłuższy, trwa ledwo ponad pół godziny, ale za to rekompensuje ten fakt swoją wysoką jakością i ładunkiem emocji. Moim zdaniem 1349 jest obecnie jedną z wiodących grup norweskiej sceny, a takie albumy jak ten tylko ów fakt potwierdzają! Polecam wszystkim i każdemu z osobna!
https://www.facebook.com/1349official/
https://legion1349.wdex.siteman.no
English translation:
As I will leave the review of "The Infernal Pathway" for a while, I decided to remind the previous album of 1349. Ladies and gentlemen, if such records are still being made on Norwegian soil, then their Black Metal will still have something to say and not only in case of the past. "Massive Cauldron of Chaos" is the glorious return to the sound of their first two releases and a combination of that fury with new ideas. It emphasizes this thrash root that has always been at the heart of 1349 music, although it may not be so obvious at first glance. Concrete, intensive stuff at its best. It is true that there is no place for a raw production here, because the sound and composition layer is very refined, the material is dynamic, full of power and thought out to the smallest detail. As Ravn says himself, nowhere it is said that Black Metal must sound bad. Nevertheless, this group's original fury is hidden in it, there is no combination here, just a direct strike from beginning to end. The disc is undoubtedly very direct and organic. Just listen to the single "Slaves", it speaks for itself. Riffs on "Massive Cauldron of Chaos" are very strong, powerful and harmonize well with the dark and ominous character of Black Metal art performed by 1349. A peculiar combination of oldschool with a fresh approach to the subject. What else is worth mentioning is the amazing form of the band; it's been so many years, and they play here at the highest quality, as if under the influence of some unbridled force; it is without doubt one of the most aggressive albums in their career. Ravn's vocals on this album are proof that he is at the forefront of people performing vocals in this style, total destruction! Similar conclusions can also be drawn regarding the drum parts by Frost, it is not set somewhere in the back, but work at the same level as the guitars and vocals, play an important role here and are a significant source of aggression coming from these recordings.
The album is maybe not the longest, it lasts barely over half an hour, but it compensates for this fact with its high quality and emotional load. In my opinion, 1349 is currently one of the leading groups of the Norwegian scene, and such albums like this only confirm this fact! I recommend it to everyone!
poniedziałek, 14 października 2019
Kat - Without Looking Back (Pure Steel Records 2019)
Po 14 latach od wydania "Mind Cannibals" Piotr Luczyk powraca z nową płytą Kat. Trochę przyszło poczekać i to co dostaliśmy jest jak dla mnie przynajmniej satysfakcjonujące, jeżeli nie bardzo dobre - to już moja czysto subiektywna ocena. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego jak "Without Looking Back" odebrało środowisko metalowe i krytyka, że opinie są mocno niepochlebne, a płytkę miesza się, mówiąc dosadnie, z błotem. Nie bardzo wiem dlaczego, serio. Odkładając na bok wszystkie te animozje między muzykami jakie mają miejsce w ciągu ostatnich kilku/kilkunastu lat, a skupiając się na samej tworzonej przez nich sztuce, to najnowszemu krążkowi Kat nie można zbyt wiele zarzucić, byłoby to szukanie dziury w całym. Pada zarzut, że to już nie ten Kat, a kompletnie obcy twór. Cóż, dobrze wszyscy wiemy, że muzyka ewoluuje, często nie tkwi bezczynnie w jednym punkcie, chyba że taki zabieg jest świadomy i celowy. Kat pod dowództwem Piotra faktycznie nie patrzy za siebie, a odchodząc od uprzedniego Thrashu, zmierza w kierunku klasycznego Heavy Metalu lat 80. i początku 90., zmieszanego z elementami rockowej klasyki. Miejscami nawet Bluesa, ale to tylko delikatne wstawki. Można by powiedzieć, że jest to poniekąd powrót do korzeni Kat, muzyki, od której ten zespół zaczynał. To już kompletnie nie to, co proponowali na poprzedniej płycie czy na jakiejkolwiek innej. Słychać tu nawiązania do Scorpions, Accept, Judas Priest, Deep Purple, może nawet Iron Maiden. Płyta fajnie chodzi w obrębie tej stylistyki, balansując na krawędzi między Metalem a Rockiem, jak niegdyś płyty "Heavy Metal World" TSA czy "Smak Ciszy" Turbo. Mamy tu elementy balladowe (taki "Wild" lub "The Promised Land", na przykład), hammondy nawiązujące do Purpli, a z drugiej strony mocne, energiczne numery jak "Black Night in My Chair", "Flying Fire" czy "Walls of Whispers" (to mój faworyt z tej płyty), które są już mocno osadzone w Heavy Metalu. Najjaśniejszy punkt to oczywiście partie gitar i solówki. Kunsztu Piotrowi odmówić w tej materii nie można, byłoby to co najmniej nie na miejscu. Wszystko zespala naprawdę dobre brzmienie i produkcja na przyzwoitym poziomie.
Z rzeczy, które do końca do mnie tu nie przemówiły, to trochę za długie kompozycje. Miejscami spotyka się pewne instrumentalne dłużyzny, które lepiej sprawdziłyby się na żywo niż na albumie. Odrobinę krótsze lepiej by działały, płyta miałaby lepszy flow. Z godziny zrobić 45 minut i album nie straciłby na dynamice, stałby się bardziej skondensowany. I druga rzecz, ale to już drobiazg - powtórzenia słowa "Fire" w aż trzech tytułach utworów. Trochę to zaburza tracklistę. Pomyślałem sobie w żarcie, że na koniec brakuje tylko coveru "Fight Fire with Fire" Metalliki. Także poza tym nie mam innych uwag. Jak dla mnie płyta bardzo na plus, udany, nośny album, do którego chętnie będę wracał. Pasuje mi ta jego inność i nie przeszkadza mi, że tu nadal widnieje logo Kat. To po prostu nowy Kat, nowa wizja, nowe pomysły. Tyle. Biorąc tę płytę w dłonie, wiedziałem, czego się spodziewać i nie patrzyłem na nią przez pryzmat dawnych dokonań, a raczej jak na nowy twór i rozdział w historii zespołu.
Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć temat okładki. Spotkałem się z zarzutami o niekonsekwencję w stosunku do tytułu. Cóż, w końcu postać Kata z pierwszego planu odwraca się na pięcie od spowitych pożogą trumien z "Oddechu Wymarłych Światów", klatki z "Ballad" i nagrobka z "Róż Miłości..." i wraz ze swym toporem i ściętymi łbami rusza w siną dal. Zatem ten obraz jak najbardziej idzie w parze z tytułem "Without Looking Back" i śmiało zaliczam go do udanych.
Tyle ode mnie. Mi się album bardzo spodobał, bardziej, niż się tego na początku spodziewałem. No, ale i podszedłem do niego nieco inaczej. Skłamałbym, gdybym chciał silić się tu na mocno krytyczne wnioski, z jakimi się w wielu innych recenzjach zetknąłem. Ja ten album jak najbardziej polecam, do mnie przemówił!
https://www.facebook.com/KATofficialprofile/
http://www.kat-band.com
English version:
14 years after the release of Mind Cannibals, Piotr Luczyk returns with a new Kat album. It was a bit of a wait and what we got is at least satisfying, if not very good - that's my purely subjective opinion. I am well aware of reactions on "Without Looking Back" from the metal environment and criticism, that the opinions are unflattering and that the album is, to put it bluntly, lambasted. I don't know why, really. Putting aside all these animosities between musicians that have taken place in the last few/dozen years, and focusing on the art they created themselves, the latest Kat album cannot be accused of being bad, it would be nitpicking. There is an accusation that this is not Kat anymore, but a completely different creation. Well, we all know that music evolves, often it doesn't stay the same all the time, unless it is an intentional and deliberate approach. Kat under Piotr's command does not actually look back and moves away from the previous Thrash Metal, the band is heading towards the classic Heavy Metal of the 80s and early 90s, mixed with elements of classic rock. In some places even Blues, but these are only slight inserts. One could say that it is somewhat a return to the roots of Kat, the music with which this band began. It's completely not what they proposed on the previous album, or on any other. There are references to Scorpions, Accept, Judas Priest, Deep Purple, maybe even Iron Maiden. The record works well in this style, balancing between Metal and Rock, like once TSA did on their "Heavy Metal World" or Turbo on their "Smak Ciszy". We have ballad elements here (such as "Wild" or "The Promised Land", for example), hammonds referring to Purple, and on the other hand strong, energetic tracks such as "Black Night in My Chair", "Flying Fire" or "Walls of Whispers "(this is my favorite one from this album), which are already firmly embedded in Heavy Metal. The brightest points are of course guitar and solo parts. Piotr's artistry cannot be denied in this matter, negating it would be at least inappropriate. Everything is finished with a really good sound and production at a decent level.
Some of the things that didn't appeal to me here, are a bit too long compositions. Here and there are certain instrumental longueurs that would work better live than on the album. A little shorter would work better, the disc would have a better flow. Make 45 minutes from an hour and the album would not lose dynamics, it would become more condensed. And the second thing, but that's a trifle, the repetition of the word "Fire" in as many as three song titles. It disrupts the tracklist a bit. I thought to myself that at the end, only the cover of "Fight Fire with Fire" by Metallica was missing. Well, I have no other comments. As for me, the album defends itself well and I will gladly come back to it. Its otherness appeals to me and I don't mind that the Kat logo still appears here. It's just a new Kat, a new vision, new ideas. That's all. Taking this CD in my hands, I knew what to expect and I did not look at it through the prism of previous achievements, but rather as a new creation and chapter in the band's history.
Finally, I would like to mention the cover art. It has been accused of inconsistency between it and the title. Well, in the end, the figure of the executioner from the foreground turns away on his heel from the coffins from "Oddech Wymarłych Światów", the cage from "Ballady" and the tombstone from "Róże Miłości..." (all set in flames) and he goes off with his axe and beheaded heads. Therefore, this picture goes hand in hand with the title "Without Looking Back" and I confidently rank it as successful.
That'a all from me. I like the album very much, more than I expected at first. Well, I approached it a bit differently. I would be lying if I wanted to make strong critical conclusions that I have encountered in many other reviews. I highly recommend this album, it almost completely appealed to me!
Z rzeczy, które do końca do mnie tu nie przemówiły, to trochę za długie kompozycje. Miejscami spotyka się pewne instrumentalne dłużyzny, które lepiej sprawdziłyby się na żywo niż na albumie. Odrobinę krótsze lepiej by działały, płyta miałaby lepszy flow. Z godziny zrobić 45 minut i album nie straciłby na dynamice, stałby się bardziej skondensowany. I druga rzecz, ale to już drobiazg - powtórzenia słowa "Fire" w aż trzech tytułach utworów. Trochę to zaburza tracklistę. Pomyślałem sobie w żarcie, że na koniec brakuje tylko coveru "Fight Fire with Fire" Metalliki. Także poza tym nie mam innych uwag. Jak dla mnie płyta bardzo na plus, udany, nośny album, do którego chętnie będę wracał. Pasuje mi ta jego inność i nie przeszkadza mi, że tu nadal widnieje logo Kat. To po prostu nowy Kat, nowa wizja, nowe pomysły. Tyle. Biorąc tę płytę w dłonie, wiedziałem, czego się spodziewać i nie patrzyłem na nią przez pryzmat dawnych dokonań, a raczej jak na nowy twór i rozdział w historii zespołu.
Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć temat okładki. Spotkałem się z zarzutami o niekonsekwencję w stosunku do tytułu. Cóż, w końcu postać Kata z pierwszego planu odwraca się na pięcie od spowitych pożogą trumien z "Oddechu Wymarłych Światów", klatki z "Ballad" i nagrobka z "Róż Miłości..." i wraz ze swym toporem i ściętymi łbami rusza w siną dal. Zatem ten obraz jak najbardziej idzie w parze z tytułem "Without Looking Back" i śmiało zaliczam go do udanych.
Tyle ode mnie. Mi się album bardzo spodobał, bardziej, niż się tego na początku spodziewałem. No, ale i podszedłem do niego nieco inaczej. Skłamałbym, gdybym chciał silić się tu na mocno krytyczne wnioski, z jakimi się w wielu innych recenzjach zetknąłem. Ja ten album jak najbardziej polecam, do mnie przemówił!
https://www.facebook.com/KATofficialprofile/
http://www.kat-band.com
English version:
14 years after the release of Mind Cannibals, Piotr Luczyk returns with a new Kat album. It was a bit of a wait and what we got is at least satisfying, if not very good - that's my purely subjective opinion. I am well aware of reactions on "Without Looking Back" from the metal environment and criticism, that the opinions are unflattering and that the album is, to put it bluntly, lambasted. I don't know why, really. Putting aside all these animosities between musicians that have taken place in the last few/dozen years, and focusing on the art they created themselves, the latest Kat album cannot be accused of being bad, it would be nitpicking. There is an accusation that this is not Kat anymore, but a completely different creation. Well, we all know that music evolves, often it doesn't stay the same all the time, unless it is an intentional and deliberate approach. Kat under Piotr's command does not actually look back and moves away from the previous Thrash Metal, the band is heading towards the classic Heavy Metal of the 80s and early 90s, mixed with elements of classic rock. In some places even Blues, but these are only slight inserts. One could say that it is somewhat a return to the roots of Kat, the music with which this band began. It's completely not what they proposed on the previous album, or on any other. There are references to Scorpions, Accept, Judas Priest, Deep Purple, maybe even Iron Maiden. The record works well in this style, balancing between Metal and Rock, like once TSA did on their "Heavy Metal World" or Turbo on their "Smak Ciszy". We have ballad elements here (such as "Wild" or "The Promised Land", for example), hammonds referring to Purple, and on the other hand strong, energetic tracks such as "Black Night in My Chair", "Flying Fire" or "Walls of Whispers "(this is my favorite one from this album), which are already firmly embedded in Heavy Metal. The brightest points are of course guitar and solo parts. Piotr's artistry cannot be denied in this matter, negating it would be at least inappropriate. Everything is finished with a really good sound and production at a decent level.
Some of the things that didn't appeal to me here, are a bit too long compositions. Here and there are certain instrumental longueurs that would work better live than on the album. A little shorter would work better, the disc would have a better flow. Make 45 minutes from an hour and the album would not lose dynamics, it would become more condensed. And the second thing, but that's a trifle, the repetition of the word "Fire" in as many as three song titles. It disrupts the tracklist a bit. I thought to myself that at the end, only the cover of "Fight Fire with Fire" by Metallica was missing. Well, I have no other comments. As for me, the album defends itself well and I will gladly come back to it. Its otherness appeals to me and I don't mind that the Kat logo still appears here. It's just a new Kat, a new vision, new ideas. That's all. Taking this CD in my hands, I knew what to expect and I did not look at it through the prism of previous achievements, but rather as a new creation and chapter in the band's history.
Finally, I would like to mention the cover art. It has been accused of inconsistency between it and the title. Well, in the end, the figure of the executioner from the foreground turns away on his heel from the coffins from "Oddech Wymarłych Światów", the cage from "Ballady" and the tombstone from "Róże Miłości..." (all set in flames) and he goes off with his axe and beheaded heads. Therefore, this picture goes hand in hand with the title "Without Looking Back" and I confidently rank it as successful.
That'a all from me. I like the album very much, more than I expected at first. Well, I approached it a bit differently. I would be lying if I wanted to make strong critical conclusions that I have encountered in many other reviews. I highly recommend this album, it almost completely appealed to me!
środa, 9 października 2019
Ascaris - Uncured Sickness (Baron Records 1994/ Dark Omens Production 2019)
Wydany w 1994 roku na kasecie przez Baron Records jeden z dwóch pełnych albumów wrocławskiego Ascaris to jedna z wielu zapomnianych pereł polskiego Death Metalu. Chcąc być szczerym, to nie wiem, czy do tej pory słyszałem tego typu granie z naszej sceny, które brzmiałoby równie złowieszczo jak "Uncured Sickness" Ascaris. Udało się chłopakom połączyć tu po części style i atmosferę wczesnych płyt Morbid Angel, Grave, czy Deicide, dodając do tego spore ilości świetnych riffów, solówek, ogólnie różnej maści gitarowych pasaży (kłania się znakomity "Cosmic Undiscovery Vacant") i tej domieszki Thrashu, jaką można zaobserwować na pierwszych płytach Vader. Widać tu też odrobinę technicznego zacięcia, weźmy taki "Sinless Desire". Są tu elementy, które już na całego rozwinął już rok wcześniej jakże niedoceniony Violent Dirge.
Smuci mnie zawsze niezmiernie, że takie zespoły, jak właśnie Ascaris, przepadły gdzieś w odmętach historii, że jakimś cudem po wydaniu naprawdę solidnych, mających potencjał wydawnictw (no może tylko ich brzmienie pozostawiało nieco do życzenia, ale każdy dobrze wie, jakie to były czasy) przechodziły bez zbytniego echa. Pozytywem jest natomiast to, że wciąż znajdują się maniacy oddani sprawie, odkopujący te materiały i wznawiający je na różnych nośnikach. Mam tu na myśli Leszka i jego Thrashing Madness, stojącego od lat na straży Tomka Krajewskiego (Pagan Records) czy właśnie Michała z Dark Omens Production. To właśnie za sprawą Michała możemy trzymać "Uncured Sickness" ponownie w łapach. I tym razem na cd. Korzystajcie zatem z tej okazji, zgarniajcie płytkę i przeżyjcie na nowo minione dni sceny i to, co najlepsze miała do zaoferowania, a nasza, nie będąc tu skromnym, miała tego dobra od cholery!
https://darkomensprod.bandcamp.com/album/ascaris-uncured-sickness
https://www.facebook.com/darkomensdepartament
http://www.darkomens.pl/sklep/
English version:
Released on a cassette tape by Baron Records in 1994, one of two full albums of Ascaris from Wrocław, is one of many forgotten pearls of Polish Death Metal. To be honest, I don't know if I have heard this type of stuff from our scene so far, which would sound as sinister as "Uncured Sickness", their debut album. The guys managed to combine here partly the styles and atmosphere of the early Morbid Angel, Grave or Deicide albums, adding to this a large amount of great riffs, solos, generally a variety of guitar passages (especially "Cosmic Undiscovery Vacant"), and this admixture of Thrash, which can be found on the first Vader records. You can also hear a bit of technical jamming here, let's take "Sinless Desire". There are elements that have already been highly developed a year earlier by the underestimated Violent Dirge.
I am always sad that such bands as Ascaris have disappeared somewhere in the depths of history, that somehow after the release of a really solid record, with potential (well, maybe only their sound left something to be desired, but everyone knows what time it was), they went unnoticed. The positive is, however, that there are still people devoted to the case, digging up these materials and re-releasing them in various formats. I am thinking of Leszek and his Thrashing Madness, an eternal guardian Tomasz Krajewski (Pagan Records) or Michał from Dark Omens Production. It is thanks to Michał that we can hold "Uncured Sickness" in our hands again. And this time on cd. So take advantage of this opportunity, get the cd and experience the past days of the scene and what it had to offer, and Polish one, not being modest here, had a damn lot of good stuff!
Smuci mnie zawsze niezmiernie, że takie zespoły, jak właśnie Ascaris, przepadły gdzieś w odmętach historii, że jakimś cudem po wydaniu naprawdę solidnych, mających potencjał wydawnictw (no może tylko ich brzmienie pozostawiało nieco do życzenia, ale każdy dobrze wie, jakie to były czasy) przechodziły bez zbytniego echa. Pozytywem jest natomiast to, że wciąż znajdują się maniacy oddani sprawie, odkopujący te materiały i wznawiający je na różnych nośnikach. Mam tu na myśli Leszka i jego Thrashing Madness, stojącego od lat na straży Tomka Krajewskiego (Pagan Records) czy właśnie Michała z Dark Omens Production. To właśnie za sprawą Michała możemy trzymać "Uncured Sickness" ponownie w łapach. I tym razem na cd. Korzystajcie zatem z tej okazji, zgarniajcie płytkę i przeżyjcie na nowo minione dni sceny i to, co najlepsze miała do zaoferowania, a nasza, nie będąc tu skromnym, miała tego dobra od cholery!
https://darkomensprod.bandcamp.com/album/ascaris-uncured-sickness
https://www.facebook.com/darkomensdepartament
http://www.darkomens.pl/sklep/
English version:
Released on a cassette tape by Baron Records in 1994, one of two full albums of Ascaris from Wrocław, is one of many forgotten pearls of Polish Death Metal. To be honest, I don't know if I have heard this type of stuff from our scene so far, which would sound as sinister as "Uncured Sickness", their debut album. The guys managed to combine here partly the styles and atmosphere of the early Morbid Angel, Grave or Deicide albums, adding to this a large amount of great riffs, solos, generally a variety of guitar passages (especially "Cosmic Undiscovery Vacant"), and this admixture of Thrash, which can be found on the first Vader records. You can also hear a bit of technical jamming here, let's take "Sinless Desire". There are elements that have already been highly developed a year earlier by the underestimated Violent Dirge.
I am always sad that such bands as Ascaris have disappeared somewhere in the depths of history, that somehow after the release of a really solid record, with potential (well, maybe only their sound left something to be desired, but everyone knows what time it was), they went unnoticed. The positive is, however, that there are still people devoted to the case, digging up these materials and re-releasing them in various formats. I am thinking of Leszek and his Thrashing Madness, an eternal guardian Tomasz Krajewski (Pagan Records) or Michał from Dark Omens Production. It is thanks to Michał that we can hold "Uncured Sickness" in our hands again. And this time on cd. So take advantage of this opportunity, get the cd and experience the past days of the scene and what it had to offer, and Polish one, not being modest here, had a damn lot of good stuff!
czwartek, 3 października 2019
Damage Case - Fuck 'n' Roll Damnation (Putrid Cult)
Damage Case - zespół już z nie lada stażem i liczbą materiałów na koncie. W tym roku uderzają w podziemie ze swoim trzecim albumem. I co tu dostajemy? Ano to, co zwykle! Oldschoolową mieszankę Venom i Motorhead. Kojarzycie takie zespoły jak Gehennah, Midnight, Chapel lub Hangover? Na pewno! Zatem już doskonale wiecie o co chodzi w Damage Case i ich "Fuck 'n' Roll Damnation" (swoją drogą ciekawa forma nawiązania do AC/DC, haha). To granie dla czystej frajdy, przyjemności, wynikające z pasji do tej muzyki i stylu. To po prostu najczystsze, energiczne metalowe granie bez upiększeń i zwracania uwagi na szczegóły czy nawet cokolwiek innego. "Fuck 'n' Roll Damnation" jest prostolinijne i bezpośrednie do bólu. Zero kalkulacji. Alkohol, Szatan, Rock 'n' Roll i do przodu! Pełno tu riffów w stylu Lemmiego i spółki, patentów eksploatowanych przez wczesnych Maidenów, są elementy debiutu Bathory, Venom, pazur Destruction i ta wszechobecna, punkowa zadziorność. Takie granie się kupuje albo nie. Kocha lub nienawidzi. Nie ma tu nic odkrywczego, zero nowości, nic innego jak stara szkoła. Ale tu właśnie o to chodzi, kierunek totalnie świadomy. Płyta i granie do machania banią, tupania nogą i picia na umór. Take it or leave it!
https://www.facebook.com/damagecasepl/
https://www.putridcult.pl/
English version:
Damage Case - a band with already a considerable experience and a number of materials on their account. This year they are hitting the underground with their third album. And what do we get here? Well, what is usual! An oldschool mix of Venom and Motorhead. Are you familiar with bands like Gehennah, Midnight, Chapel or Hangover? For sure! So you already know what the Damage Case and their "Fuck 'n' Roll Damnation" are all about (by the way, an interesting form of reference to AC / DC, haha). It's playing for pure fun and pleasure, resulting from passion for this music and style. It's simply the cleanest, energetic metal art without embellishments and paying attention to details or even anything else. "Fuck 'n' Roll Damnation" is straightforward to the bone. Zero calculation. Alcohol, Satan, Rock 'n' Roll and forward! It is full of riffs in the style of Lemmy and company, patents exploited by the early Iron Maiden, elements of the debut of Bathory, Venom, the pounce of early Destruction and this ubiquitous, punk feistness. You can buy such stuff or not. Love or hate it. There is nothing revealing here, nothing new, nothing more than a pure oldschool. But this is what it is about, totally conscious direction. Album and playing created for headbanging, foot stomping, and drinking to death. Take it or leave it!
https://www.facebook.com/damagecasepl/
https://www.putridcult.pl/
English version:
Damage Case - a band with already a considerable experience and a number of materials on their account. This year they are hitting the underground with their third album. And what do we get here? Well, what is usual! An oldschool mix of Venom and Motorhead. Are you familiar with bands like Gehennah, Midnight, Chapel or Hangover? For sure! So you already know what the Damage Case and their "Fuck 'n' Roll Damnation" are all about (by the way, an interesting form of reference to AC / DC, haha). It's playing for pure fun and pleasure, resulting from passion for this music and style. It's simply the cleanest, energetic metal art without embellishments and paying attention to details or even anything else. "Fuck 'n' Roll Damnation" is straightforward to the bone. Zero calculation. Alcohol, Satan, Rock 'n' Roll and forward! It is full of riffs in the style of Lemmy and company, patents exploited by the early Iron Maiden, elements of the debut of Bathory, Venom, the pounce of early Destruction and this ubiquitous, punk feistness. You can buy such stuff or not. Love or hate it. There is nothing revealing here, nothing new, nothing more than a pure oldschool. But this is what it is about, totally conscious direction. Album and playing created for headbanging, foot stomping, and drinking to death. Take it or leave it!
Subskrybuj:
Posty (Atom)