niedziela, 26 maja 2019

Mayhem- De Mysteriis Dom Sathanas Alive (Mayhem self-released 2016)

Wielu pyta po co wydawać takie płyty twierdząc, że to skok na kasę i materiał tylko dla zagorzałych fanów lub tych co nie mają co zrobić z pieniędzmi. Bo przecież po co słuchać albumu odegranego w całości na żywo skoro ma się materiał studyjny? Cóż, i mi czasem zdarza się nie wyspać, czy pleść głupoty, także trzeba policzyć do dziesięciu i wybaczyć tego typu komentarze. Kto widział Mayhem na żywo z tym materiałem (zaznaczam, że widziałem), zna jego wartość i autentycznie lubi te utwory, to wie, że wydanie "De Mysteriis Dom Sathanas Alive" to udokumentowanie wyjątkowego koncertu i jeszcze bardziej wyjątkowej płyty w, poniekąd, nowej odsłonie. Możemy nie tylko poczuć magię tego wydarzenia, ale również usłyszeć to arcydzieło zagrane poza sterylnymi warunkami studia i w formie nieco bardziej intensywnej, jeszcze bardziej ociekającej mrokiem i tak naprawdę z nadanym drugim życiem po tylu latach od wydania studyjnego oryginału. Co trzeba przyznać, to fakt, że kompozycje z "De Mysteriis Dom Sathanas" w ogóle się nie starzeją, cały czas niosą ze sobą tę samą siłę i magię. Kolejny raz słuchacz ma okazję przekonać się dlaczego uważa się tę płytę za arcydzieło gatunku, dlaczego od tylu lat wciąż jest tak samo inspirująca i pochłania kolejne rzesze fanów ekstremalnego grania.
"De Mysteriis Dom Sathanas Alive" to dla mnie coś więcej niż koncert, to istne misterium na które składa się wiele czynników - od samej muzyki poczynając, poprzez doświadczenie wizualne, na atmosferze i pewnej aurze kończąc. Jeżeli było się na którymś z koncertów tej konkretnej trasy poświęconej wspomnianemu albumowi, to i sentyment czy nostalgia również się uruchomi. Zespół postarał się, aby każdy wieczór był wyjątkowy, aby ociekał klimatem, złowieszczą atmosferą, żeby przenosił nas te wiele lat wstecz. Co prawda nie ma tego na płycie audio, ale na krążku dvd mamy pełne show bez wyciętych elementów, które często wyrzuca się montując dźwiękową wersję koncertu. To tu min. usłyszymy słynne "When it's cold. And when it's dark, the freezing moon can obsess you!" wykrzykiwane niegdyś przez Dead'a przed każdym wykonaniem "Freezing Moon" na żywo. I teraz nie mogło tego zabraknąć. Zanim zespół rusza z utworem słyszymy te słowa puszczone z albumu "Live in Liepzig". Necrobutcher na basie, Teloch i Ghul na gitarach, Hellhammer za garami - każdy dał z siebie 100%, ale ta ostateczna, wyjątkowa magia, zwieńczenie całości to zasługa Attili, jego wokalu i scenicznej ekspresji. To już tyle lat w Mayhem, a on wciąż potrafi wokalnie oddać to co zrobił niegdyś w studiu podczas nagrywania "De Mysteriis Dom Sathanas". Jego praca to jeden z trzech elementów, który wciąż czyni ten album totalnie wyjątkowym.
Na koniec powiem już tylko jedno, uważam, że żaden fan Mayhem i Black Metalu nie powinien przejść obok tego wydawnictwa obojętnie. Jest cholernie wartościowe i ja osobiście słucham go naprzemiennie z oryginałem. Bezapelacyjnie mus!

https://www.facebook.com/mayhemofficial/
https://www.thetruemayhem.com

English version:

Many people ask why to issue such records, claiming that it is a sales move and material only for die-hard fans or those who have simply too much money. Because why listen to an album played live in full since you have the original studio material? Well, sometimes it happens to be sleepy, or talk bullshit, so we have to count to ten and forgive such comments. Whoever saw Mayhem live with this material (I have seen it of course), knows its value and genuinely enjoys these songs, knows that the publication of "De Mysteriis Dom Sathanas Alive" is a documentary of a unique concert and an even more unique album in, in a sense, a new quality. We can not only feel the magic of this event, but also hear this masterpiece played outside the sterile conditions of the studio and in a slightly more intense, form, with even much more darkness in it, and with a second life given after so many years from the publishing of the original. What must be admitted is the fact that the compositions from "De Mysteriis Dom Sathanas" do not age at all, all the time they bring with them the same strength and magic. Once again, the listener has the opportunity to see why this record is considered a masterpiece of the genre, why it has been so inspiring for so many years and still absorbs new fans of extreme music.
"De Mysteriis Dom Sathanas Alive" is more than just a concert for me, it is a mystery that consists of many factors - from music itself, through visual experience, finishing with atmosphere and certain aura. If you were on one of the concerts of this particular tour dedicated to the mentioned album, then even sentiment or nostalgia will also emerge. The band tried to make every evening special, to drip with climate, ominous atmosphere, to carry us many years back. It is not on the audio disc, but on the DVD one we have a full show without cut out elements, which are often thrown out by editing the audio version of the concert. Here we will hear the famous "When it's cold. And when it's dark, the freezing moon can be obsess you!" once shouted by Dead before performing "Freezing Moon" live. And now it could not be missing. Before the band starts the song, we hear those words recorded once on the "Live in Liepzig" album. Necrobutcher on bass, Teloch and Ghoul on guitars, Hellhammer behind drums - each gave 100%, but this ultimate, unique magic, the crowning of the whole is due to Attila, his vocal and stage expression. It's been so many years in Mayhem, and he still can vocally reproduce what he once did in the studio while recording "De Mysteriis Dom Sathanas". His work is one of three elements that still makes this album totally unique.
At the end I will say only one thing, I think that no fan of Mayhem and Black Metal should pass by this release indifferently. It is damn valuable and I personally listen to it alternately with the original. Decisively, a must!





piątek, 24 maja 2019

Entombed- Clandestine Live (Threeman Recordings 2019)

"Clandestine Live" to wyjątkowe wydawnictwo. Zawiera ono zapis koncertu jaki dało Entombed 12 listopada 2016 roku w Hali koncertowej w szwedzkim Malmo. Ów wydarzenie to zagrany po całości album "Clandestine" w interpretacji orkiestry symfonicznej, a potem w klasycznej wersji przez zespół. To tak naprawdę pierwszy od lat powrót Entombed do swoich starych materiałów i do niemal oryginalnego składu. Za perkusją zasiadł Nicke Andersson, za gitarami pojawili się oczywiście Alex Hellid oraz Ulf Cederlund. Na wokalu zagościł natomiast Robert Andersson (znany z Morbus Chron), a za struny basu szarpał Edvin Aftonfalk (również były członek Morbus Chron). Oczywiście materiału z "Clandestine" nie będę wam tu opisywał, bo raz, że kiedyś już to robiłem, a dwa, że po prostu go znacie, zapewne na wylot.
Niniejsze wydanie pomija występ z udziałem orkiestry, a upamiętnia jedynie występ samego zespołu. Powiem wam szczerze, że kapitalnie było to usłyszeć, zobaczyć udostępniony na Youtube materiał video i widzieć chłopaków w tak świetnej formie. I co więcej, brak Rosengerga i Petrova wcale nie jest odczuwalny. Robert i Edvin sprostali wyzwaniu perfekcyjnie. Materiał został zagrany perfekcyjnie, brzmi świetnie, no i czuć tę energię. Po odegraniu całego albumu z "Clandestine" i gromkich brawach, Entombed poczęstowało nas bisem w postaci "Left Hand Path", klasycznej już kompozycji tytułowej ze swojego debiutu. Nie mogli dokonać lepszego wyboru na finał koncertu.
Już myślę, że wiecie iż zbytnio za koncertówkami nie przepadam, ale takie jak te pokazują, że są tzw. wyjątki od reguły. Ten album jest perfekcyjny i przenosi słuchacza do lat świetności Entombed, pokazuje kto to wszystko niegdyś w Szwecji zaczął. Nostalgia i klimat niesamowite! Bardzo bym sobie życzył aby Entombed nagrało w tym składzie jeszcze jeden Death Metalowy album. Niniejsza płyta rodzi pewne wyobrażenia i śmiem twierdzić, że to by było coś!

https://www.facebook.com/entombedclandestine/
https://entombed.org/

English version:

"Clandestine Live" is a unique release. It contains the recording of the concert that Entombed gave on November 12, 2016 in the concert hall in Malmo, Sweden. This event is the whole "Clandestine" album played live in the interpretation of the symphony orchestra, and then in the standard version by the band. This is really the first Entombed return to their old materials in years and almost original line-up. Behind the drums, of course, we have Nicke Andersson, Alex Hellid and Ulf Cederlund appeared on guitars. Robert Andersson (known from Morbus Chron) appeared on vocals, and Edvin Aftonfalk (also a former member of Morbus Chron) pulled the bass strings. Obviously, I will not describe the material from "Clandestine" here, because I did it already two years ago, and secondly, you just know it, probably by hard.
This edition omits the performance with the participation of the orchestra, and commemorates only the performance of the band itself. I will tell you honestly that it was great to hear it, to see the video material available on Youtube and to see the guys playing such a good gig. And what's more, the lack of Rosengerg and Petrov is not noticeable at all. Robert and Edvin met the challenge perfectly. The material was played in such a way that it brings back the past, sounds great, and you can feel this energy. After playing the entire "Clandestine" album and thunderous applause, Entombed offered us an encore in the form of "Left Hand Path", the classic title composition from their debut. They could not make a better choice for the gran finale!
I already think that you know that I do not like live records that much, but such as these show that there are so-called exceptions to the rule. This album is perfect and moves the listener to Entombed's glorious years, it shows who started it all back in the days in Sweden. Nostalgia and amazing atmosphere! I would very much wish that Entombed would make another Death Metal album with this line-up. This CD gives us some ideas and I dare say that it would be something!


niedziela, 19 maja 2019

Possessed- Revelations of Oblivion (Nuclear Blast 2019)

Possessed powraca z nową płytą po ponad 30 latach. I powraca w naprawdę dobrym stylu. Mimo upływu tylu lat, rozpadzie oryginalnego składu, zespół nie powiedział ostatniego słowa i wciąż potrafi stworzyć materiał, który zadowoli nawet tych najbardziej wymagających. Może nie będzie okrzyków nie wiadomo jakiego zachwytu, ale aprobata, szacunek i pozytywne zaskoczenie z pewnością. Grupa pod dowództwem Jeffa Becerry nagrała intensywną, treściwą i potężnie brzmiącą płytę- Death/ Thrash Metal najwyższej próby nawiązujący w wielu miejscach do tego co pamiętamy z czasów "Seven Churches" czy "Beyond the Gates", tyle, że w nowej odsłonie. Już nie tak odkrywczy jak wtedy, ale wciąż potrafiący słuchacza sponiewierać i pokazać klasę w temacie.
"Revelations of Oblivion" to dwanaście intensywnych gnających na złamanie karku kompozycji (widać, że na sekcję rytmiczną położono szczególny nacisk), wypełnionych zmianami temp, ciekawymi solówkami i świetnym wokalem Jeffa. Trzeba przyznać, że wciąż jest w formie i nie dostrzega się jakieś zasadniczej różnicy w porównaniu ze starymi płytami. Słychać, że to on i że czuje się w swojej robocie niczym ryba w wodzie. Ten album to nic innego jak kontynuacja dziedzictwa tej grupy. Nie odkrywają niczego nowego, nie zmieniają stylistyki, nie eksperymentują. Rzucają w stronę fanów pytanie: Pamiętacie nas? To znowu Possessed! Jeżeli wciąż uwielbiacie oldschoolowy Death/ Thrash to zapraszamy! Produkcja płyty może jest nieco mniej oldschoolowa, ale z pewnością nie same kompozycje. Cóż, to już nie tamte czasy i nie podziemie. Nie jest surowo, ale z to soczyście i dynamicznie. Także nie jest to rzecz jasna minus. Possessed nigdy wcześniej nie brzmiało tak potężnie.
Reasumując dostajemy od Possessed solidną płytę, której świetnie się słucha i która zlatuje niemal momentalnie. Może pozbawiona jest jakiś wyraźnych, konkretnych highlightów, czegoś na miarę tzw. hitów, ale jako całość sprawdza się świetnie. Osobiście cieszę się, że zespół powrócił na scenę, że nowa ekipa jest w świetnej formie, potrafi wciąż tworzyć dobre numery i że dostaliśmy szansę doświadczyć sztuki spod znaku Possessed po raz kolejny. W końcu to legenda i ojcowie chrzestni Death Metalu nie?

https://www.facebook.com/possessedofficial/
https://possessedofficial.com/

English version:

Possessed is back with a new album after over 30 years. And it returns in a really good style. Despite the passage of so many years, split-up of the original lineup, the band did not say the last word and still can create material that will satisfy even the most demanding. Maybe there will be no shouts, no great admiration, but approval, respect and positive surprise for sure. The group under the command of Jeff Becerra recorded an intense, rich and powerful sounding album - Death / Thrash Metal, which in many places resembles what we remember from the times of "Seven Churches" or "Beyond the Gates", but in the new version. Not as groundbreaking as it was then, but still able to crush the listener and show the class in the subject.
"Revelations of Oblivion" are twelve intense, rushing compositions (one can see that a special emphasis was placed on the rhythm section), filled with tempo changes, interesting solos and great vocals by Jeff. Admittedly, he is still in the form and there is no major difference compared to the old records. You can hear that it is him and that he feels in his job like a fish in water. This album is nothing but the continuation of the heritage of this group. They do not discover anything new, they do not change their style, they do not experiment. They throw in the question: Do you remember us? It's Possessed again! If you still love Oldschool Death / Thrash, join us! The production of the album may be slightly less oldschool, but certainly not the compositions themselves. Well, it's not those times and not the underground. It is not severe, but it is condensed and dynamic. Also, it is not a disadvantage, of course. Possessed never sounded so powerful before.
Summing up, we get a solid record from Possessed, which is great to listen to. Maybe it is devoid of any explicit, specific highlights, something likea hit of some sort, but as a whole it works great. Personally, I'm glad that the band has returned to the scene, that the new line-up can still create good stuff and that we got the chance to experience the Possessed art once again. After all, they are a legend and Godfathers Death Metal!

 

czwartek, 16 maja 2019

Deus Mortem- Kosmocide (Malignant Voices/ Terratur Possessions 2019)

"Kosmocide" to płyta na którą w tym roku czekałem najbardziej. Zapowiedzi były nader obiecujące, w tym premierowy utwór i fenomenalna okładka autorstwa Artema Grigoryeva. Gdy w końcu mój egzemplarz(e) do mnie dotarły i odpaliłem płytę, to już po pierwszej minucie dałem się porwać i wchłonąć tym piekielnym dźwiękom. To jest to proszę Państwa! Deus Mortem nie zawiedli, a i to uważam jest mało powiedziane, bo po trzech latach oczekiwania dostaliśmy płytę nie tylko zadowalającą, nie tylko solidną, ale wręcz mistrzowską! Siedem kompozycji zionących najprawdziwszą Black Metalową esencją, siedem plugawych świątyń mroku i bluźnierstwa! Mamy tu potężne, tnące niczym brzytwa riffy, a z drugiej strony ogromne pokłady klimatu, co składa się na esencję gatunku jakim para się Deus Mortem. Poza mocą, świadectwem weny twórczej i świeżością nadaną brzmieniu i samym, dobrze znanym już Black Metalowym strukturom, zespół sięga również do szlachetnej przeszłości, i to bynajmniej nie raz. Słuchając "Kosmocide" usłyszymy zarówno stare, jeszcze diabelskie Bathory, wczesny Black/ Thrash lat 80-tych spod sztandaru takich ekip jak Destruction, elementy charakterystyczne dla najlepszych dokonań Dark Funeral, a nawet echa genialnego "De Mysteriis Dom Sathanas" Mayhem czy motywów kojarzonych z Darkhrone czasów "Under a Funeral Moon". Całość wieńczy nienawistny, złowieszczy wokal Necrosodoma oraz perkusyjna nawałnica jaką serwuje Stormblast, znany już doskonale z takich ekip jak Infernal War czy Thunderbolt. Brzmi to wszystko wręcz niewiarygodnie, ale każda ze wspomnianych rzeczy tu jest. Płyty słucha się jednym tchem i ma się ochotę zagłębiać w jej czeluści wielokrotnie. Już w tej chwili uważam, że "Kosmocide" siedzi na swoim własnym tronie, a z czasem płyta spokojnie dorobi się kultowego statusu, bo to swoisty manifest sztuki jaką jest Black Metal. To pieprzony majstersztyk, materiał bez skazy!
Poniżej dwa z trzech dostępnych w tym momencie wydań (winyl w przygotowaniu) niniejszej płyty- tradycyjny jewelcase, tyle że z białym trayem i bonusową naszywką w zestawie, oraz wersja dipipak.

https://www.facebook.com/deusmortemofficial/
https://deusmortemofficial.bandcamp.com/
http://sklep.malignantvoices.com/

English version:

"Kosmocide" is my most awaited record of this year. The announcements were very promising, including the premiere song and a phenomenal cover by Artyom Grigoryev. When in the end my copies reached me and I started the listening, after the first minute I let myself get carried away and absorbed by these hellish sounds. This is it, ladies and gentleman! Deus Mortem did not disappoint, and I think that is very little said, because after three years of waiting we got the album not only satisfying in every possible way, not only solid, but simply masterful! Seven compositions that represent the truest Black Metal essence, seven evil temples of darkness and blasphemy! We have powerful, razor-sharp riffs, and on the other hand, huge amounts of climate, which makes up the essence of the genre that Deus Mortem represents. In addition to the power, testimony of creative inspiration and the freshness given to the sound and the already well-known Black Metal structures, the band also reaches for a noble past, and not once. Listening to "Kosmocide" we will hear old, devilish Bathory, early Black / Thrash 80s associated with bands like Destruction, elements characteristic for the best Dark Funeral achievements, and even the echoes of the genius "De Mysteriis Dom Sathanas" by Mayhem, or parts that leads us to Darkhrone of the "Under a Funeral Moon" era. The whole is crowned with the hateful, ominous vocals of Necrosodom and the drum storm that Stormblast serves, already well known from such acts like Infernal War or Thunderbolt. It sounds incredible, but each and every one of these things is here. The album is consumed by the listener in one go but you want to go deeper into its depths again and again. At the moment I think that Kosmocide is sitting on its own throne, and soon the album will acquire the iconic status for sure, because it is a peculiar manifesto of art that is Black Metal. It's a fucking masterpiece, nothing bad can be said about it!
Below two of the three currently available editions (vinyl in preparation) of this CD - traditional jewelcase, but with a white tray and a bonus patch, and a dipipak version.







sobota, 11 maja 2019

Deus Mortem- Demons of Matter and the Shells of the Dead (Malignant Voices 2016)

Jako, że już niebawem planuję recenzję najnowszego krążka Deus Mortem, postanowiłem skorzystać z tej okazji i przypomnieć wam ich poprzednie wydawnictwo.
W 2016 roku, po 3 latach od wydania swojego pierwszego długograja zespół powrócił z materiałem tak niesamowicie esencjonalnym i mówiąc szczerze, w tamtym momencie, swoim najlepszym. Zdefiniowali swój styl i dali znać wszem i wobec, że nie biorą jeńców, a na scenie podziemnej mają sporo do powiedzenia. "Demons of Matter and the Shells of the Dead" to co prawda są to tylko 3 utwory, ale za to jakie! Diabelski majestat zamknięty w muzyce i manifest najczystszej, Black Metalowej sztuki
Wrota otchłani otwiera "The Higher Sun". Od razu rzuca się na uszy bardzo fajny pogłos złowieszczego, obłąkanego wokalu zaserwowany na tym wydawnictwie, dodaje to pewnego klimatu i przestrzenności (tym bardziej w takiej formie). Zarówno tutaj, jak i w następującym później "Penetrating the Veils of Negativity" partie solowe gitar brzmieniowo nieodparcie kojarzą mi się z tymi z albumu "Under the Sign of the Black Mark" Bathory, różnica jest tylko taka, że tamte były o wiele bardziej surowe. Oba utwory są rozbudowane, nie ma jednostajności tempa co urozmaica odbiór. "Penetrating..." kończy zapadający w pamięć, jakby rytualny motyw. W trzecim, zamykającym całość "Olam HaBeriah", dominują średnie tempa, klimat rytuału, podniosły, acz złowieszczy. Jednak nie można dać się zwieść bo pod koniec dostajemy nagły zwrot ku ścieżce szaleństwa i chaosu wprowadzonej już przez dwie poprzednie kompozycje. Brzmieniowo materiał jest nienaganny, a kompozycyjnie, cóż, dla mnie to jedna z najlepszych, możliwych wizytówek tego typu grania
Bardzo podoba mi się atmosfera jaką udało się stworzyć zespołowi na tym mini albumie. Mrok dosłownie wylewa się z głośników, jest mistycznie. Lubię takie materiały gdzie muzyka niesie ze sobą wyraźne emocje, pobudza wyobraźnię, kiedy autentycznie jest jeszcze coś poza samymi dźwiękami, tutaj to dostałem.
Co do samej formy wydania. Nazwa Malignant Voices poniekąd mówi sama za siebie. Ci ludzie nie odwalają fuszerki. Nie mam co prawda wersji limitowanej, w czarnym pudełku, ale i ta zwykła jest naprawdę niczego sobie, także mamy coś nie tylko dla ucha, ale i dla oka. Ogromny plus ode mnie za klimatyczną okładkę oddającą charakter zawartości płyty, od razu wiadomo z czym to się je. Jak najbardziej polecam ten materiał, warto nie tylko posłuchać ale i mieć na półce! Deus Mortem to jak dla mnie czołówka naszej obecnej sceny BM!

https://www.facebook.com/deusmortemofficial/
http://sklep.malignantvoices.com/
https://deusmortemofficial.bandcamp.com/

English version:

As I plan to review the latest Deus Mortem album soon, I decided to take this opportunity to remind you of their previous release.
In 2016, after 3 years from the release of their first long-play, Deus Mortem returned with such an incredibly essential material and to be honest, at that moment, their best. They defined their style and let everyone know that they do not take prisoners, and they have a lot to say on the underground scene. "Demons of Matter and the Shells of the Dead" are admittedly only 3 compositions, but what a hellish stuff they are! The devil's majesty enclosed in music and the manifest of the purest, Black Metal art!
The gates of the abyss are opened by "The Higher Sun". Immediately you can hear a very nice reverberation of the ominous, mad vocal served on this release, it adds a certain climate and spatiality (especially in this form). Both here and in the subsequent "Penetrating the Veils of Negativity" guitar solo parts sound can be irresistibly associated with those from the album "Under the Sign of the Black Mark" by Bathory, the only difference is that those were much more raw. Both tracks are extensive, there is no tempo uniformity which diversifies the reception. "Penetrating ..." ends with a memorable, ritual motive. In the third, closing the whole "Olam HaBeriah", the mid tempos dominate, there is the climate of the ritual. It's epic, but ominous. However, you can not be fooled because at the end you get a sudden turn towards the path of madness and chaos introduced already by the two previous compositions. The sound is impeccable, and compositionally, well, for me it is one of the best possible example of this type of Metal art.
I really like the atmosphere that the band has created on this mini album. Darkness literally spills out of the speakers, it's mystical. I like such materials where music brings clear emotions, stimulates the imagination, when there is something authentic beyond the sounds, here I got it.
As to the form of the edition itself. The name Malignant Voices speaks for itself in a way. These people do not fuss with bugs. I do not have a limited version in a black box, but this one is also really cool. We also have something not only for the ear, but also for the eye. A huge plus from me for a climatic cover art that reflects the character of the record, it speaks for itself. I totally recommend this material, it is worth not only to listen to, but also to have it on the shelf! Deus Mortem is for me the top of our current BM scene!


środa, 8 maja 2019

Automb- Esoterica (Satanath Records, Final Gate Records 2018/ Heritage Recordings 2019)

Po dłuższej przerwie wraca temat płytowych nowości. Automb to młody zespół z USA, który łączy w swojej muzyce Black oraz Death Metal dodając do tej mieszanki szczypty Pogańskiej estetyki. Przyznam, że nie tak znowu często się to spotyka. W każdym razie Automb brzmi dla mnie dosyć oryginalnie i nie ukrywam, że nieco wrażenia na mnie swym debiutanckim krążkiem zrobili.
Z płytą "Esoterica" miałem okazję spotkać się niemal pół roku po jej premierze. Żałuję, że sporo po czasie, często nie jest się w stanie być ze wszystkim na bieżąco. No ale, jak zwykle, nadrabiam i dzielę się z wami co lepszymi wydawnictwami jakie udało mi się wyłapać. Takim niewątpliwie jest bohater niniejszej recenzji. "Esoterica" to pierwszy w dorobku Automb długograj. Pierwszy i już niesamowicie obiecujący. Duet Danielle Evans (wokal, bass, klawisze)/ Serge Streltsov (gitara) wspierany przez perkusistę Morbid Angel Scotta Fullera serwuje nam mieszankę Black i Death Metalowej sztuki w stylu którego elementy odnajdziemy u Dissection, Watain, Morbid Angel czy Belphegor. Do tego dochodzą jeszcze zawieszone w tle elementy Pogańskiego grania w stylu ukraińskiego Drudkh. Z resztą Pogaństwo jaki i okultyzm, to motywy przewodnie w utworach na "Esoterica". Kompozycje mają bardzo mocną sekcję rytmiczną (Scott za garami to istna bestia), tnące riffy, większość kawałków mknie naprzód nie dając słuchaczowi chwili na wytchnienie. Niemniej jest tu również spory nacisk na budowanie podniosłej, tajemniczej lub złowieszczej czasem rytualnej atmosfery, a Serge ma okazję zabłysnąć nieco swym gitarowym rzemiosłem. Przykłady utworów w których to wszystko co wspomniałem w pełni się objawia to "Horned God", "Mourned" czy "Blood Moon". Z kolei na takim "The Forest" odzywają się momentami echa Emperor z czasów "Anthems to the Welkin at Dusk". No jest tu czego posłuchać i z aprobatą pokiwać głową. Jest to materiał niezawodny, bogaty w dobre pomysły, a przede wszystkim zawierający sporo świeżości. Chciałbym jeszcze na koniec zwrócić uwagę na wokal Danielle. Jestem tu pełen podziwu i szacunku. Jest to niemal klasyczny growl, mocny, potężny, ale mający w sobie sporo indywidualnego charakteru. Nie miała miejsce sytuacja w której powiedziałbym sobie "ach, słyszałem już identyczny tu, tu i tam". Także Danielle, chylę czoła!
Cieszę się, że ta krótka recenzja pojawia się w momencie kiedy swoją premierę ma winylowa wersja niniejszej płyty. I kto ją wydaje? Ano nasze Heritage Recordings! I tu lecą ode mnie podziękowania dla Tomka, że miał nosa i wydał u siebie "Esoterica". Chyba nikt nie zrobiłby tego lepiej. Zresztą sami możecie zobaczyć poniżej jak się wersja splatter prezentuje.
Płytę polecam wszystkim i każdemu z osobna. To świetny, przepełniony trafionymi pomysłami album, który stworzyły osoby z niezaprzeczalną pasją do grania i wykonywanej sztuki!

https://www.facebook.com/autombmetal/
https://automb.bigcartel.com/
https://automb.bandcamp.com/releases
https://heritagerex.bigcartel.com/

English version:

After a long break, the topic of new releases comes back. Automb is a young band from the USA, which combines Black and Death Metal adding a pinch of Pagan aesthetics to this mix. I admit that this does not happen so often. Anyway, Automb sounds quite original to me and I do not hide that they made a little impression on me with their debut album.
With the album "Esoterica" ​​I had the opportunity to meet almost six months after its premiere. I regret that it did not happen earlier, but often you are not able to be up to date with everything. Well, as usual, I make up and share with you the best stuff I managed to find lately. Such is undoubtedly the hero of this review. "Esoterica" ​​is the first longplay in Automb's career. The first and already incredibly promising. Danielle Evans (vocals, bass, keyboards) / Serge Streltsov (guitar) duet supported by Morbid Angel's drummer Scott Fuller, serves us a mix of Black and Death Metal art in the style of which elements we can find in Dissection, Watain, Morbid Angel or Belphegor. Added to this are the elements of Pagan stuff in the vein of the Ukrainian Drudkh which are suspended in the background. All in all, Paganism and occultism are the main themes of the lyrics on "Esoterica". The compositions have a very strong rhythm section (Scott is a real beast behind drums), slashing riffs, most of the tracks moves forward without giving the listener a moment to rest. Nevertheless, there is also a lot of emphasis here on building a lofty, mysterious or ominous, ritual-like atmosphere, and Serge has the opportunity to shine a bit with his guitar craft. Examples of songs in which all that I mentioned is fully revealed is "Horned God", "Mourned" or "Blood Moon". In turn on such one like "The Forest" we can hear an echo of Emperor from the times of "Anthems to the Welkin at Dusk". Well, there is a lot to listen to and to nod a head with approval. It is a reliable material, rich in good ideas and, above all, a lot of freshness. I would like to finally pay attention to Danielle's vocal. I am full of admiration and respect here. It is almost a classic growl, powerful, strong, but with a lot of individual character. There was no situation in which I would say to myself "ah, I have heard the same here, here and there". So Danielle, huge respect!
I'm glad that this short review appears when the vinyl version of this album has its premiere. And who released it? Well, Heritage Recordings from my country- Poland! And here I send a lot of thanks to Tomek, that he gave "Esoterica" a chance and released it. I do not think anyone would do it better. Anyway, you can see below how the splatter version presents.
I recommend the record to each and everyone of you. It's a great album filled with ideas that was created by people with an undeniable passion for playing and performing their art!






piątek, 3 maja 2019

Marhoth- W imieniu Marhoth... (Witches Sabbath/ Eastside 2015)

Ostródzki Marhoth... Grupa o której chyba mało kto już pamięta, a szkoda. Istnieli na scenie w latach 1992-98 i mimo rozmów, planów i prób nie udało im się nagrać pełnego albumu. Ekipę od początku prześladował jakiś pech w tej kwestii. Jednakże zespół zostawił po sobie dwa bardzo dobre, klimatyczne dema- "Wolfmoon" (1995) oraz "Szkarłatna Kropla Rosy" (1996). Te dwa materiały, na trzech nośnikach wznowiło Witches Sabbath cztery lata temu. I tu należy im się szacunek za przypomnienie o Marhoth, bo zespół w żaden sposób nie zasługuje, aby pogrzebała go historia.
Oba dema utrzymane są niemal w bliźniaczym klimacie. Różnią się odrobinę brzmieniem (oba są typowo dla demówek surowe, ale robi to odpowiedni, piwniczny klimat) oraz tym, że dwójeczka jest z polskimi tekstami. Black Metal w wykonaniu Marhoth najbliższy jest temu co zaprezentował Behemoth na "From the Pagan Vastlands" oraz "Sventevith" z domieszkami starego Immortal, naszego Sacrilegium, czy też North. A i lirycznie jest zdecydowanie bardziej pogański, mistyczny, niżeli diabelski. W każdym razie zionie od tego esencja naszego krajowego BM połowy lat 90-tych. Jest to styl i brzmienie totalnie charakterystyczne dla naszej rodzimej sceny tamtych konkretnych lat. Uważam, że Marhoth powinno być wymieniane zaraz obok tych najważniejszych nazw, bo mimo stosunkowo niewielkiego dorobku, totalnie na to zasługuje. Już za sam wkład w budowę tego typowo polskiego Black Metalu.
Zanim zespół się rozpadł wraz z North oraz Grom znalazł się na splicie "Sovereigns of Northernlands" wydanym w 98' przez Astral Wings oraz wziął udział w płycie "Czarne Zastępy w Hołdzie Kat" wypuszczonej przez Pagan Records. Nagrali swoją wersję "Diabelskiego Domu". Po tym słuch o zespole zaginął. Warto na koniec wspomnieć, że Orias (gitarzysta, wokalista i klawiszowiec Marhoth) udzielał się również w Nox Lunaris, a Thoarinus (perkusista), poza wspieraniem na Oriasa we wspomnianym już zespole, w takich ekipach jak Sacrilegium oraz Christ Agony.